poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 4

Otworzyłam oczy zdegustowana faktem, że tylko udaję sen. Nawet nie wiedziałam dlaczego. Chyba miałam dziwną potrzebę, aby okłamać samą siebie. Czasami tak jest…
Sasuke to dziwny człowiek, tyle wiedziałam od samego początku. Jednak dopiero po wczorajszym spięciu zdałam sobie sprawę, że jego zachowanie jest dość oryginalne. Nie pali się do rozmowy, ale jeśli już takowa zaistnieje, potrafi w bardzo szybki sposób zmienić jej bieg. Wkopałam się w kozi róg, nie ma co… tylko dlaczego tak się tym przejmuję?
Nie byłabym w stanie zabrać Hikaru na lekcję. Wstyd zjadłby mnie od środka. Dlatego musiałam znaleźć jakieś konstruktywne zajęcie. Na tyle ważne, aby zmieniło się w mocną wymówkę.
Spojrzałam na budzik i przeczesałam dłonią włosy. Już wpół do jedenastej.
Wstałam ociężale, przebrałam się w codzienny strój i zaczęłam zbierać swoje rysunki z podłogi. Tak od niechcenia. Miałam dość tego wszechobecnego bałaganu. Skoro mam ochotę na sprzątanie, to muszę wykorzystać ten zapał.
Z pliku kartek wysunęła się jedna i z furkotem upadła na deski. To był szkic Anastazji, który z takim zapałem narysowałam jakiś czas temu. Gdybym teraz chciała go skopiować, wyszedłby kompletnie bez życia.
Podniosłam kartkę i obróciłam ją w dłoniach. Na widok szarych smug dostałam jakiegoś olśnienia. Wybiegłam z pokoju i spojrzałam na białe, gołe ściany. Pustka ciągnęła się od schodów aż do końca korytarza. Chyba nikt nie powinien mieć do mnie pretensji, jeśli postaram się ją zapełnić. Tyle że to działanie wymagało wybrania się do miasta, a to mogło być wyzwaniem. Nie znałam tutejszej okolicy. Tak właściwie, to nie widziałam w tym mieście nic oprócz posesji Sasuke i swojej.
Eh… znowu ten przeklęty facet. Dość! Warczałam do siebie w myślach. Ten mężczyzna za bardzo wytrąca mnie z równowagi.
Zeszłam do kuchni i wzięłam się za przygotowywanie śniadania. Ojciec był dzisiaj w domu. Jego buty wciąż stały w przedpokoju, chociaż była już jedenasta. Skoro jest nas troje, to śniadanie też musi być duże.
Otworzyłam lodówkę. Nie było w niej zbyt wiele. Trochę jajek, mleko, sok pomarańczowy i jogurt. Zrezygnowana wyjęłam jajka i wzięłam się za przeszukiwanie szafek. Pół godziny później gorąca jajecznica skwierczała na patelni.
- Śniadanie! - wrzasnęłam na całe gardło. W końcu była już prawie dwunasta. Ile można spać?
Od razu usłyszałam na schodach tuptanie.
- Dzień dobry Sakura.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się do brata pogodnie i nałożyłam mu jedzenie na talerz.
Hikaru był markotny. Nie odpowiedział mi uśmiechem, tylko usiadł przy stole i zaczął jeść, a właściwie grzebać widelcem w jajkach.
- Nie smakuje ci? - zapytałam szczerze zatroskana i spróbowałam jajecznicy. Raczej było z nią wszystko w porządku.
- Sakura, czy pójdziemy jeszcze kiedyś odwiedzić Sasuke?
Odłożyłam widelec i podeszłam do szafek. Miałam ochotę na herbatę, a poza tym musiałam zająć czymś ręce. Potwornie mi drżały.
Dlaczego ten facet wlazł w moje życie z buciorami?
- Sakura… - jęknął Hikaru, a ja odwróciłam się do niego. Dobrze znałam tą minę. Nie była wymuszana, czy robiona na pokaz, lecz całkiem szczera… i właśnie przez to stawała się tak bardzo dobijająca. Dziecięce oczy połączone ze smutną powagą na twarzy.
- Hikaru… ty naprawdę go lubisz, co?
Małemu od razu polepszył się humor, chociaż nie okazywał tego zbyt bardzo.
- Pewnie! Oprowadził mnie prawie po całej stajni. Chyba byłem u niego pierwszym gościem od bardzo dawna.
Uśmiechnęłam się do brata i nastawiłam wodę w czajniku.
- Nie wiem czy jeszcze do niego pójdę… w każdym razie nie dzisiaj. Mam sprawę do załatwienia, długo mnie nie będzie.
- W porządku. W takim razie jutro.
- Może… - szepnęłam, aby go pocieszyć, ale tak naprawdę nie wiedziałam, co zrobię. Musiałam dokonać trudnego wyboru pomiędzy swoją dumą, a moim bratem.
Zalałam saszetkę wrzątkiem i pomyślałam, że jestem do niej podobna. Wpadłam pod źródło rażenia i nieźle się na tym sparzyłam. Nikt mnie nie ostrzegł, ale też nie kazał tego robić… sama się w to wpakowałam.
- Musze dzisiaj wyjść - poinformowałam ojca, który właśnie wszedł do kuchni. Z ciężkim sercem zignorowałam naburmuszoną minę Hikaru.
Ojciec zrobił strapioną minę, ale o dziwo wcale się nie sprzeciwiał.
- Dobrze. Zabiorę dzisiaj Hikaru ze sobą.
Zacisnęłam szczęki, a zęby zazgrzytały o siebie nieprzyjemnie. Jednakże nic nie odpowiedziałam. Ojciec wiedział, co sądzę o zabieraniu Hikaru do biura. Braciszek zawsze się tam okropnie nudził i z pewnością był świadkiem wielu awantur i kłótni.
Zjedliśmy w spokoju śniadanie. Udało mi się skończyć jako pierwszej, więc zmyłam po sobie i wbiegłam po schodach na piętro. Wiedziałam, że to ja jestem sprawcą tej ciężkiej ciszy miedzy naszą trójką i nie czułam się z tym dobrze.
Przysłuchiwałam się krzątaninie ze swojego pokoju, a kiedy zamknęły się drzwi odetchnęłam z ulgą. Kazałam mojemu poczuciu winy się schować, wzięłam miarkę i zabrałam się za mierzenie. Trochę mi na tym zeszło. Zanim wyszłam postanowiłam jeszcze w spokoju zjeść obiad, którego… nie było. Wobec czego zostałam zmuszona do usmażenia sobie naleśników, a przy okazji i reszcie domowników.
Gdy udało mi się wyjść z domu było już grubo po szesnastej. Wiedziałam, że czekają mnie poszukiwania, a z moją orientacją w terenie mogło mi zejść nawet do późnego wieczora.
Ze zrezygnowanym westchnieniem, mając przed oczami widok ze wzgórza, ruszyłam przed siebie. Pierwszy raz zapuszczałam się w zakamarki tego miasta i nie byłam zbyt zorientowana. Jednak domyśliłam się jednego. Tam gdzie jest rynek, są też sklepy, a do rynku nietrudno dojść.
Może to tylko moja wyobraźnia, ale domy wydały mi się nad wyraz szare i smutne. Nawet graffiti, które postrzegałam jako formę sztuki, a nie wandalizmu, nie wywoływały uśmiechu. Zmieniałam się w chodzący cień człowieka i nie potrafiłam tego zatrzymać.
Porzucenie jeździectwa było dla mnie ciężkim wyborem. Jednak robiłam to z konkretnej przyczyny, dlatego pogodziłam się z losem. Teraz wszystko zostało skończone jeszcze zanim się zaczęło, na dokładkę z powodu głupiej kłótni.
Zacisnęłam dłoń na torbie. Przeprowadziliśmy się niedawno i w duchu sądziłam, że może nie będzie tak źle. Szczególnie po tym, gdy Hikaru znalazł sobie tak wspaniałe hobby. Natomiast teraz, prawie tak jak syzyfowy kamień, wszystko zaczęło spadać w dół. Koniec lekcji jeździectwa, wyjście brata do nowego biura ojca, moje spacery po nieznanej i szarej okolicy… żyć i nie umierać.
Tylko gdzie ja teraz znajdę odpowiedni sklep?
Zdesperowana postanowiłam zasięgnąć informacji u kioskarza, ale mężczyzna okazał się być równie zielony jak ja. Podobnie kilku innych przechodniów, którzy obrzucali mnie dziwnym, nieufnym spojrzeniem, gdy ich zaczepiałam.
Zrezygnowana zrobiłam sobie krótką przerwę. Kupiłam w sklepie małą butelkę wody i usiadłam na pustej ławce. Przynajmniej owa sklepikarka nie patrzyła na mnie spod byka. Miałam wrażenie, że coś z tymi ludźmi jest nie tak. Traktowali mnie, jakbym była trędowata, albo i gorzej. Mieścina była niewielka, domyśliłam się więc, że o przybyciu nowych mieszkańców było głośno. Nie rozumiałam jedynie tych spojrzeń. Owszem, mogli być wobec nas nieufni, ale żeby aż tak? Czyż nie powinniśmy obdarzać ludzi ciepłem? Szczególnie nowopoznanych ludzi. Takich, którzy jeszcze niczym nie zawinili. Może pojęcie czystej karty tutaj nie istniało?
Po jakimś czasie zaczęłam mieć dość. Mój odpoczynek przestał wydawać mi się tak owocny, jak na początku sądziłam. Niebo zaczęło nabierać jaskrawych barw, zwiastując nadejście zmierzchu, a ja nie miałam zamiaru znajdować się na tych ulicach po zmroku. Wszystko napawało mnie niepokojem.
Moje poszukiwania stawały się coraz bardziej chaotyczne i niespokojne. Przemierzałam kolejne i kolejne ulice, wciąż tracąc orientację, i po jakimś czasie kompletnie się zgubiłam. Spanikowałam do tego stopnia, że zaczęłam się obawiać, czy zdołam samodzielnie wrócić do domu. Znałam swoje oczy i wiedziałam, że po ciemku wiele nie zobaczę. Moja kurza ślepota była utrapieniem samym w sobie.
Znalazłam się w jakiejś bogatszej dzielnicy. Była bardziej rozświetlona niż inne, ale w uliczce znajdowały się dziwne sklepy i niezbyt optymistycznie wyglądający bar. Co chwilę dochodziły mnie odgłosy śmiechów i głośnej, rokowej muzyki, od których dostałam gęsiej skórki. Słońce zaszło za linią horyzontu, a ja okropnie zatęskniłam za moim starym domem w Osace. Za tym wszystkim, co tam zostawiłam i za przyjacielem. Obraz Ikuto co jakiś czas przelatywał mi przez głowę, ale zawsze w porę się powstrzymywałam. Nie chciałam o nim zbyt często myśleć, bo zaraz zaczynałam okropnie tęsknić.
Związane z Ikuto wspomnienia zawsze były pozytywne i to właśnie tak bardzo bolało. On był w moim życiu czymś bardzo dobrym i głównie z jego powodu czułam tak wielki żal do ojca o przeprowadzkę. Mogłam zawsze na niego liczyć. Pomimo swojego wiecznie chmurnego usposobienia, dla mnie miał swój naburmuszony, ale szczery uśmiech, który zawsze bawił bardziej niż powinien.
Z trudem wyswobodziłam się z objęć jego specyficznego uśmiechu i z wahaniem weszłam do owego baru. Bo co innego mi pozostało?
Zeszłam po schodach w dół. Spore pomieszczenie znajdowało się prawie w całości pod ziemią i było w nim bardzo duszno. Śmierdziało alkoholem i papierosami. Przez małe, brudne okienka przy suficie, których nie można było otworzyć, dostrzegałam nogi przechodniów, którzy nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że przechadzają się nad głowami innych ludzi.
Rozejrzałam się uważnie. Brązowe panele, powiększone zdjęcia, które wstydziłabym się powiesić na ścianie, oraz rysy na drewnie w wielu miejscach (owoc bijatyk). Krzesła w kiepskim stanie, różnej wielkości stoliki, oraz szeroki bar, za którym stał młody mężczyzna czyszczący kufle. Zdziwiłam się wiekiem osób siedzących przy ladzie i popijających drinki. Od dwudziestu do trzydziestu lat, nie więcej. W moją stronę spoglądało też wiele kobiet.
Gdy się tak rozglądałam, nawiązałam kontakt wzrokowy z osobą, której nie chciałam dzisiaj spotkać. Sasuke siedział przy barze, popijał piwo i spoglądał na mnie z dziwnym uśmiechem. Po chwili odwrócił się szybko plecami, jakby nigdy mnie nie zauważył. Sama nie wiedziałam, czy to dobrze, czy raczej źle. W końcu szukałam tutaj pomocy…
Rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu z nadzieją, że znajdę w tym tłumie śmierdzących alkoholem i potem ludzi jakąś życzliwą twarz, ale na próżno. Spojrzenia, które mi posyłano, były jeszcze gorsze od tych widzianych przeze mnie wcześniej.
W końcu, nie mając innego wyjścia, powoli skierowałam kroki w kierunku bruneta. Swoją drogą… zdziwiło mnie, że znalazłam go w takim miejscu. Usiadłam tuż obok przy barze. Z ledwością udało mi się wdrapać na wysokie krzesło.
Niepewnie rozejrzałam się wokół siebie. Rozmowy na sali nieco przycichły, a większość spojrzeń spoczęło na mnie. Kiedy napotykałam jakiś ciekawski wzrok, owa osoba płoszyła się i odwracała bokiem, jakbym popełniła właśnie karalny czyn. Nawet barman przestał na moment czyścić szklankę i wyglądał, jakby miał zamiar wyrzucić z baru zarówno mnie jak i Sasuke. Nie zraziłam się, ale to wzbudziło we mnie jeszcze większą nieufność do ludności tej mieściny.
Wlepiłam wzrok w bruneta, ale ten dalej pił piwo niewzruszony, jakby w ogóle nie dostrzegał mojej obecności.
Wreszcie chrząknęłam wymownie, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
Rzucił mi tylko przelotne, obojętne spojrzenie. Uznałam to za przyzwolenie do mówienia.
- Ciekawy zbieg okoliczności i dość ciekawe miejsce. Miałabym do ciebie pytanie i się wynoszę – powiedziałam z pewnością siebie, jednak w duchu byłam przerażona. – Wiesz może jak dojść do najbliższego sklepu, gdzie znajdę antyramy?
Oczekiwałam spokojnie na odpowiedź, jednak on posłał mi tylko dziwny uśmieszek, który nie chciał zejść mu z twarzy odkąd mnie zobaczył. Jakby kpił sobie z mojej obecności w tak obskurnym miejscu.
Zagryzłam wargę i kulturalnie powtórzyłam pytanie, jednak nadal się nie odzywał. Zupełnie, jakby nie chciał się przyznać do tego, że mnie zna.
Koniec końców, od szanownego trenera jazdy nie dostałam żadnej wskazówki. Zeszłam na ziemię i zarzuciłam torbę z powrotem na ramię. Byłam zła, chociaż nie powinnam. W końcu to ja na niego naskoczyłam podczas tej dziwnej kłótni i nie jest mi nic dłużny. Jednak… można chyba odpowiedzieć na jedno, proste pytanie?
- Dziękuję za obszerną i obfitą w szczegóły odpowiedź. Sama sobie poradzę.
Mogłam podejść do kogokolwiek. Barmana, dziewczyny stojącej pod ścianą, albo młodego faceta, którego zarost postarzył o dziesięć lat. Jednak zbyt bardzo przerażała mnie wizja rozmowy z tymi ludźmi, a nikogo innego oprócz Sasuke nie znałam.
Wyszłam stamtąd trzaskając drzwiami… i tak były obite.
Ulica całkowicie pogrążyła się w mroku. Tak jak się tego spodziewałam, czułam się otępiona przez stłumiony wzrok. Tak naprawdę to niewiele widziałam i to napawało mnie przerażeniem. Już wcale nie zależało mi na znalezieniu tego sklepu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.
Po moich plecach przeszedł zimny dreszcz, chociaż była ciepła, letnia noc.
Po chwili namysłu, stwierdziłam, że musze się ruszyć. W myślach przeklęłam się za to, że nie wzięłam ze sobą komórki. Wątpiłam, żeby ojciec jakoś specjalnie przejął się moim zniknięciem, ale może chociaż raz by się na coś przydał. Ale brak telefonu wszystko przekreślał. Mogłam się jedynie modlić, żebym jakimś cudem doszła na miejsce.
Żwawy marsz dodawał mi trochę otuchy, ale i tak cały czas cierpła mi skóra. Kiedy nagle przebiegł mi pod nogami kot, aż krzyknęłam krótko ze strachu.
Czułam jakiś niewytłumaczalny niepokój. Może mój wzrok był do bani, ale inne zmysły miałam wyostrzone bardziej niż kiedykolwiek i po kilku kolejnych metrach moje serce przyspieszyło bicie. Wkrótce zyskałam pewność, że ktoś mnie śledzi. Na moje nieszczęście wokół nie było żadnej żywej duszy. Z resztą nawet jakby była, to pewnie i tak na nic by mi się to zdało.
Starałam się za wszelką cenę nie dać opanować przerażeniu. Wiedziałam, że teraz pomoże jedynie chłodne opanowanie i trzeźwe myślenie. Wnioskowałam, że śledzi mnie tylko jedna osoba, ale to z pewnością był mężczyzną. Kiedy przechodziłam jedną z bardziej rozświetlonych uliczek, dostrzegłam jasne włosy i ich barczystego właściciela.
Coraz bardziej mi się to nie podobało. Na początku chciałam sobie wmówić, że to tylko zwykły chłopak i wcale nie ma wobec mnie złych zamiarów. Po prostu idzie w tym samym kierunku co ja. Niestety, każda kolejna minuta kazała mi wyzbyć się złudzeń. Odległość między nami zmniejszyła się drastycznie, przez co ścisnęło mnie w gardle.
Ogarnęła mnie panika. Jedyne co mi przychodziło do głowy, to odwrócenie się i zapytanie wprost, o co chodzi. To był wyjątkowo głupi pomysł i zdałam sobie z tego sprawę już, gdy się zatrzymałam.
Z duszą na ramieniu odwróciłam głowę. Zadowolony wzrok chłopaka nie wróżył niczego dobrego.
- Odważna jesteś… ale tego mogłem się akurat spodziewać.
Nie miałam pojęcia, co chciał przez to powiedzieć, ale skoro uważał mnie za odważną, to powinnam przynajmniej sprawiać pozory. Było to trudne, zwarzywszy, że było ciemno, a ja nie wiedziałam nawet w którą stronę uciekać.
- Czego chcesz?
Po tym pytaniu podszedł niebezpiecznie blisko. Poczułam zapach papierosów i alkoholu. Dzisiejszego dnia byłam aż za bardzo wyczulona na tą woń.
- Śledziłeś mnie aż z baru?
- Trochę za dużo pytań na raz, nie sądzisz? – Prychnęłam zanim skończył i odsunęłam się o krok.
- Tylko dwa… ale skoro nie potrafisz tego ogarnąć, to już nie mój problem.
- Widzę, że potrafisz się odgryźć… zacięta jesteś.
Ja się odsuwałam, on stawiał krok w przód. Doszczętnie spanikowałam. W końcu dotknął mojej skóry szorstką, zimną dłonią. Obróciłam się z zamiarem ucieczki, jednak jego refleks i mocny uścisk na ramieniu mi to uniemożliwiły. Ten dotyk wzbudził we mnie obrzydzenie. Już bardziej bać się nie mogłam.
W odruchu zwinęłam rękę w pięść i wymierzyłam cios w twarz przeciwnika. Ogłuszyło go to na chwilę i pozwoliło wyrwać mi się z uścisku. Na ramieniu zostały mi czerwone ślady po jego palcach.
- Ty zdziro - warknął wściekle.
Zanim zdążyłam rzucić się do ucieczki, chwycił mnie ponownie. Tym razem zrobił to mocniej i bez jakiejkolwiek delikatności przycisnął do muru budynku.
W moich żyłach kłębiła się adrenalina i rozkazywała bronić się do utraty sił. Próbowałam sprawdzonej, kobiecej taktyki: kolano między nogi, ale blondyn był już na to przygotowany. Uderzył mnie otwartą dłonią w twarz z taką siłą, że głowa odskoczyła mi w bok.
Policzek zapiekł, a z pękniętej wargi poleciała krew.
W oczach wezbrały mi łzy. To było upokarzające, ale przede wszystkim dało mi do zrozumienia, że nie mam szans.
Zacisnęłam powieki, żeby nie widzieć lubieżnego uśmiechu mojego oprawcy i wierzgałam się jak tylko mogłam, jednakże jego brutalny dotyk na moim brzuchu, a potem piersiach mnie paraliżował.
- Zostaw mnie - wykrzyczałam i ugryzłam go w rękę, którą przytrzymywał mnie za szyję.
Ponownie uderzył mnie w twarz.
Kiedy dotknął nagiej skóry na piersiach, wrzasnęłam w niebo głosy i szarpnęłam mocniej niż dotychczas.
Spojrzał na mnie ze wściekłością i kiedy chciał uderzyć po raz kolejny, ktoś złapał za jego łokieć.
Osunęłam się na kolana. Dostrzegłam tylko kątem oka jak blondyn zatacza się kilka kroków w tył. Ktoś uderzył go z całej siły w twarz. Jego ciało przeturlało się kawałek ulicą i zatrzymało przy krawężniku po drugiej stronie.
Wyglądało to makabrycznie. Sądziłam, że już nie wstanie, ale zerwał się na nogi niezwykle szybko. Nawet nie zauważyłam w którą stronę pobiegł.
Oparłam się dłońmi o ziemię i kaszlnęłam kilka razy. Rozwalona warga piekła, a skóra dalej paliła żywym ogniem… jakby dawała sygnał, że było bardzo blisko. Zbyt blisko…
- Myślałem, że jesteś rozsądniejsza.
W jednej chwili ciepło zniknęło, zastąpione przez lodowaty dreszcz. Czyli on też mnie śledził? Wszyscy mężczyźni w tym cholernym mieście mają wszczepiony zmysł tropiciela, czy co?
Nie odpowiedziałam na jego stwierdzenie, jednak milczeniem przyznałam rację. Byłam głupia. Mogłam pójść gdziekolwiek, do kogokolwiek. Mogłam zapytać o drogę jakąś miłą, starszą panią. Mogłam ominąć bar szerokim łukiem.
Mogłam… ale tego nie zrobiłam.
Poczułam, jak łapie mnie za rękę. Dotyk jego skóry był inny, niż tego faceta, którego pogonił. Niby tylko dłoń, ale jednak można rozpoznać po niej człowieka.
Wstałam chwiejnie i spuściłam głowę. Było mi po prostu wstyd. Nie musiał mi pomagać, ani za mną iść…
Podniósł mój podbródek do góry i obrócił twarz w obie strony. Z jego spojrzenia nie wyczytałam nic. Żadnych emocji.
- Masz rozwaloną wargę… całkiem mocno.
- Co ty nie powiesz? – szepnęłam pod nosem i potarłam skórę na ramionach.
Wszystko zaczęło mnie opuszczać. Przerażenie, adrenalina, determinacja, pozorny spokój… poczułam też pierwsze objawy szoku. Faza pobudzenia minęła. Miałam wrażenie, że zostałam przeżuta, połknięta i wypluta. Dłonie zaczęły mi drżeć, a w oczach poczułam znajomą wilgoć.
Nie chciałam okazywać tego, co dzieje się ze mną w środku ze względu na bruneta.
Chciałam być nieugięta, twarda, żeby nie zobaczył jak słaba jestem.
Chciałam…
Z moich oczu wylał się strumień łez. Tama puściła. Już nic nie trzymało mnie w ryzach opanowania.
Było tak blisko.
Wzdrygnęłam się i rozszlochałam. Bezwiednie wtuliłam się w przesiąkniętą zapachem siana koszulę Sasuke. Nie myślałam o tym, ze może mnie odrzucić, albo coś w ten deseń. Po prostu potrzebowałam ciepła i świadomości, że już nic mi nie grozi.
Brunet na początku zesztywniał. Już niemal przygotowałam się na odepchnięcie i przykre słowa, ale stało się coś nieoczekiwanego. Ten bezuczuciowy z pozoru mężczyzna, położył mi na głowie swoją wielką, ciepłą dłoń i ostrożnie głaskał nią po włosach, pomagając mi się uspokoić. Słyszałam mocne bicie jego serca.
Trwaliśmy tak w ciszy, aż przestałam trząść się jak osika i udało mi się opanować szloch.
Sasuke westchnął ciężko.
- Dasz radę iść? - zapytał zaskakująco delikatnie.
Niepewnie skinęłam głową i oderwałam się od jego koszuli. Stałam tak przez chwilę w milczeniu, starając doprowadzić się do porządku. Gdy uspokoiłam oddech, złapał mnie niepewnie za dłoń i zaczął iść w głąb miasta.
- Odprowadzę cię. Pójdziemy w przeciwnym kierunku, naokoło. Nie chcę go już dzisiaj spotkać.
Gdybym to ja powiedziała coś takiego, zapewne zrobiłabym to z powodu zwykłego strachu. Jednak w jego głosie wyczułam groźbę. Cokolwiek nim kierowało, ten blondyn raczej nie chciałby się natknąć na niego ponownie.
Szliśmy razem przez puste uliczki… chociaż nie. On szedł, a ja byłam przez niego ciągnięta. Moje myśli rozsypywały się gdzieś w przestrzeni. Nie zapamiętałam nawet drogi, którą wracaliśmy przez ten czas.
- Za… zaczekaj chwilę – powiedziałam niepewnie po kilku minutach. O dziwo, zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię bez wrogości czy złośliwości.
- Ja… - zacięłam się i nawet nie zauważyłam, że w odruchu determinacji ścisnęłam mocniej jego dłoń. – Dziękuję. Dziękuję i przepraszam.
Nie umiałam powiedzieć nic więcej, dlatego czekałam z zaciśniętym gardłem na odpowiedź. Gdy ją dostałam, moje mięśnie się rozluźniły.
- Ty chyba nie podchodzisz zbyt pozytywnie do świata, prawda? – zapytał, a ja mimo wszystko uśmiechnęłam się lekko pod nosem przez ostatki łez.
- Można tak to ująć…
Po chwili znów pociągnął mnie za sobą, kierując się na obrzeża miasteczka. Przeszliśmy przez polną drogę i mały park. Chyba mówił poważnie, kiedy wspomniał o drodze naokoło. Jednak wylądowaliśmy nie pod moim domem, a niewielką stajnią i jego mieszkaniem.
Zapytałam spokojnie, dlaczego mnie tu przyprowadził. Nie odpowiedział mi jednak i popchnął przodem przez drzwi. Stanęłam jak wryta w przedpokoju. Patrzyłam jak mnie mija i znika szybko w ciemnym korytarzu. Nogi miałam jak z waty, a w głowie mi huczało.
Gdy wrócił, trzymał w dłoniach dwie rzeczy. W jednej apteczkę, a w drugiej reklamówkę.
- Idź do łazienki i opatrz sobie tę ranę. Warga potwornie ci spuchła. Tu masz swoje ubrania – powiedział i podał mi zawiniątko. – Zostawiłaś je… wczoraj.
Odebrałam niepewnie swoje rzeczy i kiwnęłam głową.
- Dzięki. – Przeszłam niepewnie obok niego i skierowałam się do łazienki. W przeciwieństwie do miasta, w jego domu potrafiłam się odnaleźć.
Warga i policzek faktycznie bardzo spuchły. Tak naprawdę wyglądałam jak sto nieszczęść. Włosy miałam potargane i w kilku miejscach sklejone krwią. Kiedy ostrożnie dotknęłam palcem skóry na twarzy aż syknęłam z bólu. Ubrania miałam poplamione, w kilku miejscach przedarte… szczególnie bluzkę.
W miarę możliwości rozczesałam palcami włosy, obmyłam sobie twarz i zmieniłam ubrania. Od razu poczułam się lepiej. Czysta tkanina przypomniała mi o tym, że mam jeszcze u siebie bluzkę i spodnie bruneta.
Kiedy wyszłam z łazienki wyglądałam i czułam się już dużo lepiej. Doskwierał mi tylko policzek. Przydałoby się coś zimnego.
Na szczęście Sasuke był myślącym człowiekiem i czekał na mnie w salonie z lodem.
Z wdzięcznością przyjęłam zimny okład i ostrożnie przyłożyłam go do twarzy. Kątem oka zauważyłam, jak chłopak zwija dłonie w pięści, gdy skrzywiłam się z bólu. Przez jego twarz przemkną cień wściekłości.
Nie powiem, schlebiała mi jego troska o mnie. To było wyjątkowe. Martwił się trochę tak jak Ikuto, a jednocześnie całkiem inaczej.
- Nic mi nie jest. Ale od tej pory nigdzie nie wyjdę z domu po ciemku. Gdybym jeszcze coś widziała, to może doszłabym jakoś do domu, ale moje szanse były równe zeru już jak wchodziłam do baru.
Zaskoczony moimi wyjaśnieniami zmarszczył brwi.
- To czemu pytałaś się mnie o jakiś sklep, a nie drogę do domu?
Spłonęłam rumieńcem.
- Bo to byłoby głupie - mruknęłam i spuściłam wzrok.
Sasuke nachylił się, wyciągnął rękę i zaserwował mi pstryczka w czoło.
- Au - jęknęłam zaskoczona. - Za co?
- Za kompletną głupotę i brak odpowiedzialności. - W jego oczach widziałam naganę, ale jednocześnie jakieś dziwne rozbawienie.
Westchnęłam ciężko. Owszem. Wiedziałam, że już nigdy nie postąpię w ten sposób. Szczególnie tutaj.
- Ludzie w tym mieście są dziwni…
Sasuke momentalnie zesztywniał. To było wyraźnie widać. Odwrócił ode mnie wzrok i włożył dłonie do kieszeni spodni, jakby nie miał co z nimi zrobić.
- Powiedziałam coś nie tak?
- Dlaczego tak sądzisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie i oparł się plecami o stół. Przez chwile zawiesiłam wzrok na jego twarzy, jednak dałam sobie spokój.
Nie popełnię drugi raz tego samego błędu i nie wdam się z nim w głęboką dyskusję.
- Nie ważne. Dzięki za lód – powiedziałam i przysiadłam na boku fotela. Przestałam już czuć lewą część twarzy. Niepewnie dotknęłam wargi palcami. Sama nie byłam pewna, czy lód mi pomógł, czy spowodował, że skóra jeszcze bardziej napęczniała.
- Pewnie wyglądam jak śliwka – powiedziałam z przekąsem. Sasuke na te słowa zaśmiał się cicho, jednak dalej spoglądał na mnie z troską.
Pokręciłam przecząco głową. Jeszcze niedawno się ze mnie naigrywał i był oschły. Sądziłam, że wczorajsza kłótnia była gwoździem do trumny. Dzisiaj rozmawia ze mną tak, jakbyśmy znali się dłużej niż kilka dni.
Zaczyna mi to aż za bardzo przypominać o Ikuto.
- Ty też jesteś dziwny…
- Heh… inność to coś fajnego. Nie należy się jej wyzbywać tylko dlatego, że otoczenie ma o tobie złe zdanie.
W tych słowach wyłapałam nutę żalu. Jakby to, o czym mówił, było jego całym życiem. Jednak nawet jeśli faktycznie miałam rację, to wolałam o to nie pytać.
W milczeniu czekałam, aż ból minie. Gdy wyrzuciłam do kosza woreczek i spojrzałam w lustro, zaśmiałam się z własnych słów.
- Faktycznie wyglądam jak śliwka.
- I ty się z tego śmiejesz? – zapytał, a ja odwróciłam się do niego z uśmiechem. Starałam się zachowywać normalnie. Tak, jakby sytuacji z tym blondynem nie było.
- Kiedyś spadało się z konia i było gorzej. Kto jak kto, ale ty powinieneś coś wiedzieć na ten temat.
- Czyli faktycznie już kiedyś jeździłaś. – Spojrzałam na niego i uniosłam brwi.
- Faktycznie? - zaskoczyło mnie, że miał jeszcze jakieś wątpliwości.
- Zastanawiałem się nad tym. Ciężko by było, żebyś dogadywała się z końmi tak dobrze bez jakichkolwiek lekcji jeździectwa.
- Szkoda, że nie ma specjalnych lekcji na dogadywanie się z ludźmi…
Westchnęłam cicho, zdając sobie sprawę, że nie niechcący znów poruszyłam temat własnego ojca.
- Racja - odparł, a w jego głosie wyczułam smutek.
Przytaknął skinięciem głowy.
- Ludzie tutaj naprawdę są jacyś… dziwni. - Nawet nie wiedziałam jak ubrać to w słowa, dlatego się powtórzyłam. - Nigdy nie spotkałam się z takim zachowaniem. Nawet jeśli jestem tu obca, to…
- Myślę, że to nie przez ciebie. To moja wina. Hikaru nigdy nie powinien się znaleźć w mojej stajni. Powiedzmy, że nie jestem lubiany.
Zmarszczyłam czoło z zaintrygowania. Chciałam, żeby mówił dalej, ale zamilkł. Zdałam sobie sprawę, że naciskając tylko pogorszę sprawę i nic mi już dzisiaj nie powie na ten temat.
Zapadła między nami niezręczna cisza.
Czułam, że z moim policzkiem jest już lepiej i najwyższy czas wrócić do domu. Miałam szczerą nadzieję, że ojciec jeszcze nie wrócił.
- Chyba powinnaś już iść. - Uśmiechnęłam się. Sasuke jakby czytał mi w myślach. - Twój ojciec na pewno się o ciebie martwi. - Mój uśmiech momentalnie zgasł.
- Co najwyżej jest zaintrygowany tym, dlaczego jeszcze mnie nie ma. - Skrzywiłam się jeszcze bardziej.
Odjęłam od policzka zimny okład.
Brunet kręcił z politowaniem głową.
- Jestem pewien, że jest zupełnie inaczej, niż ci się wydaje. - Zaskoczył mnie pewnością siebie i jakąś taką melancholią w głosie.
Mieszkał sam, więc może to dlatego, że coś się stało z jego rodziną. W mojej głowie narastała góra pytań, ale nie miałam śmiałości ich zadać. Były zbyt osobiste.
Sasuke pożyczył mi swoją bluzę, która była na mnie o wiele za duża i wyszliśmy w mrok. Brunet uparł się, że odprowadzi mnie do domu.
- Jeszcze coś ci się stanie, albo znów ktoś cię napadnie - odparował złośliwie na moje: dam sobie radę.
Poddałam się więc. Nie miałam szans z nim wygrać w tej kwestii.
W czasie tego krótkiego spaceru panowała między nami grobowa cisza. Jednak nie czułam się nią skrępowana.
Doszliśmy na miejsce. Światło na ganku i w oknach na parterze były rozświetlone, a ze środka dobiegał mnie podniesiony głos ojca. Najwyraźniej zobaczył, jak podchodzimy pod furtkę, bo wybiegł na schody.
Wpatrywałam się w niego jak w ósmy cud świata. Nigdy go jeszcze takim nie widziałam. Miał rozczochrane włosy, wyplamioną czymś koszulę i przekrzywione okulary. Poliki nabiegły mu krwią, a usta zacisnęły się w wąską linijkę.
- Sakura? - zapytał z ulgą, jednocześnie szykując się do ataku. - Myślałem, że tutaj osiwieję. Gdzieś ty się podziewała? - Faktycznie był bardzo zdenerwowany. Jeszcze nie krzyczał, ale nie wiele mu do tego brakowało. Nagle zobaczył mój policzek i to, w jakim stanie są moje spodnie. Jego oczy zwęziły się w przerażeniu. - Czy to krew? Dziecko, czy coś ci się stało? Kto ci to u licha zrobił? - Wyrzucał z siebie pytania jak z procy. Nie miałam nawet okazji odpowiedzieć. Kiedy jego wzrok padł na Sasuke już wiedziałam, że wszystkie oskarżenia polecą w jego stronę i nie myliłam się zbytnio. - A kim ty jesteś? To twoja sprawka?
- Proszę pana, proszę pozwolić nam się wytłumaczyć. Tak niczego się pan nie dowie. - Opanowanie Sasuke bardzo mi zaimponowało. Ja miałam ochotę zacząć wrzeszczeć.
- Proszę bardzo. - Ojciec skrzyżował ręce na piersiach i wwiercał w nas swoje spojrzenie.
- Tato, poszłam na miasto, jak powiedziałam rano, tylko że trochę się zgubiłam i bardzo szybko zrobiło się ciemno, a wiesz, że mam kurzą ślepotę i w nocy to niewiele widzę. No więc zgubiłam się jeszcze bardziej i ktoś mnie napadł. - Zwiesiłam głowę rozpaczając nad własną głupotą. - A potem zjawił się Sasuke i mi pomógł. Zabrał do domu i pomógł dojść do siebie. To właściciel tych koni, na których jeździmy z Hikaru.
Ojciec poczerwieniał, posiniał, a potem zbladł. Chyba zabrakło mu słów, bo rozchylił lekko usta, jakby miał coś powiedzieć, ale nic takiego nie nastąpiło.
Nagle odetchnął głęboko i potarł swoje skronie drżącymi rękami.
- Przepraszam, ze cię oskarżyłem - zwrócił się do Sasuke - i dziękuję za bezpieczne przytransportowanie mi mojej córki. Dawno mi tak ciśnienie nie skoczyło. Zdajesz sobie sprawę, która jest godzina moja młoda damo? - zapytał tym razem mnie.
Pokręciłam przecząco głową. Już dawno straciłam poczucie czasu.
- Domyślam się, że późna - mruknęłam.
Jego zmartwienie było mi obce. Nigdy się o mnie nie denerwował. Okazywał troskę w dziwny sposób, ale to jednak był troska. Musiałam przyznać Sasuke rację.
Odwróciłam się do bruneta, czując, że padam z nóg.
- Dziękuję ci. Gdyby nie ty… - Uścisnęłam mu dłoń. Naprawdę byłam mu wdzięczna za wszystko. Wcale nie musiał tego dla mnie robić.
- Drobiazg. Uważaj na siebie i zaopatrz się w gaz pieprzowy. - Był poważny, więc tak też przyjęłam jego uwagi.
- Dobrze.
Już miałam się odwrócić na pięcie i dołączyć do ojca, kiedy zatrzymał mnie cichy szept.
- A nie mówiłem.
****
P: - Dzisiaj jestem sama… samiuśka jak palec i nie jest mi do śmiechu. Pisałyśmy razem, Ikulę mi wcięło… a rozdział dodaję z małym opóźnieniem, ale jest! W imieniu swoim i mojej współautorki zapytuję, czy się podobało? Jeśli tak, to proszę o ocenę naszej wspólnej twórczości.

19 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo mi się podobał. Był ciekawy, przyjemnie się czytało.
    Kiedy Sakura tak szła w tym mroku i ten koleś ją śledził, to aż miałam ciarki na plecach. W sumie sama nie lubię chodzić w ciemnościach.
    Cóż nie spodziewałam się, że Sasuke może być aż taki troskliwy ^^
    Opisy miejsca, uczuć i wydarzeń są po prostu świetne :)

    Pozdrawiam serdecznie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, w tym rozdziale dało się odczuć tą tajemniczość Sasuke. W tym rozdziale wyszedł wam naprawdę fajnie. Ten jego uśmiech w barze, troska i ostatnie słowa skierowane do Sakury, mniam. Podkręciłyście również akcje! Hura! Śmiało mogę powiedzieć, że był to wasz najlepszy rozdział jak do tej pory.
    Właściwie to nie wiem co jeszcze napisać. Podobał mi się więc nie mam się czego przyczepić :D
    No cóż...no to czekam na nowy rozdział.
    Pozdrawiam wspaniałe autorki.
    Miliko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Cieszę się, że ze slalomu wpadamy na prostą. Obyśmy nie straciły orientacji ^^

      Pozdrawiam
      Patka

      Usuń
  3. Okej. Za długo czekałam, żeby lać miodem! A więc gotujcie się na piekło! [...] No, i teraz powiem jak mi się podobało :)
    Nie, no. Trochę czepił się mnie humor i już staję się nieznośna. Cóż mam powiedzieć? Po pierwsze zapytam co z Ikulą? Może zabrzmi to egoistycznie, ale zawsze komentowała moje literackie wybryki niemalże jako pierwsza, a ostatnio cisza. Coś się stało? Mam nadzieję, że wróci do nas niedługo. Martwię się, bo już jedna bloggerka (nawiasem mówiąc świetna, po prostu genialna) usunęła bloga, przestała pisać. A rozdział. Och, nareszcie! Czytało się go lekko (osobiście niemalże go połknęłam!). Doskonałe opisy sytuacji, jednakże poprawiłabym trochę opisy miejsc. Uczucia uczuciami, ale (w tym przypadku) opisy np. ponurych cieni w uliczce, albo nieprzyjaznych, przytłaczających, gasnących w świetle zachodzącego słońca ścian domów i sklepów idealnie podciągnęło by napięcie :) Poza tym chyba okej (co ja gadam! Super.) Pozdrawiam Was ciepło i czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prędzej mi kaktus na czole wyrośnie, niż Ikula porzuci pisanie, albo co gorsza, skasuje swoje dzieła. ^.^
      Wszystko jest wyjaśnione u niej w informatorni.
      Jeśli zaś chodzi o twoją opinię, to początek komentarza mnie wystraszył... ale mam zaciesz, że jednak dałyśmy z siebie jak najwięcej. ^^

      Pozdrawiam
      Patka

      Usuń
  4. Rozdział super juz sie nie moge doczekać nastepnej Yuki-pink

    OdpowiedzUsuń
  5. Ohayo. Piszę ten komentarz drugi raz i najchętniej wyszlabym z siebie i stanęła obok. To będzie krótka opinia z racji tego, że jest późno i musicie mi tł wybaczyć. Do tego siedzę na telefonie.
    Ogólnie notka mi się podobała. Nie ma jakiś większych kruczkow prozy tego, że Sakura po dwóch ciosach została doszczętnie zmasakrowana. W którym momencie rozdarla się jej bluzka? To takie niuanse, lecz zwracam na nie uwagę.
    Akcja z ta napaścią i wyratowaniem przez Sasuke była do przewidzeniam, co nie zmienia faktu, że przyjemnie mi się czytało ten rozdział ;)
    Życzę weny i proszę o częściej dodawane notki ^_^
    Pozdrawiam
    PS. Na www.anata-ga-hozon-shiharau.blogspot.com pojawił się nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh... bardzo dziękuję, jednak nie mogę obiecać większej częstotliwości publikowania. (Tak, miałam dzisiaj fizykę... trauma ^^) Ciężko nam zgrać się w czasie, ale jakoś dajemy radę :D

      Pozdrawiam
      Patka

      Usuń
  6. O Boże, o Boże, o Matko! Cudowne! Rozdział mnie rozwalił na kilkadziesiąt kawałeczków - jak Ty to robisz? Sama to napisałaś? O cholera!
    Przepraszam, za zwłokę i... za długość komentarza, bo patrzę na zegarek i godzina wyjścia na trening już dawno minęła :) Mało czasu, ale było warto :) Mały bieg mi nie zaszkodzi. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałyśmy we dwie. Zawsze tak robimy, nawet, jeśli tylko jedna może wrzucić rozdział, bo druga jest... jakby to ująć? "Niedysponowana". Jednak to była okazyjna sytuacja i mam nadzieję, że się nie powtórzy.
      Dziękuję za entuzjazm i również pozdrawiam.
      Patka

      Usuń
  7. Nominowałam Cię do nagrody Versatile blogger więcej u mnie http://pusta-strona-pamietnika.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć. Mam dobrą wiadomość :)
    www.touch-of-soul.blogspot.com jest kolejna, trzecia już, część partówki Siedem lat :) Miłego czytania :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowa do Versatile Blogger Award na http://opowiadania-ronie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej :) Zapraszam na ostatnią część partówki 'Siedem lat' :) www.touch-of-soul.blogspot.com Miłego czytania :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Witajcie. Na www.touch-of-soul.blogspot.com pojawiła się wyczekiwania przez niecierpliwych Czytelników partówka 'Magiczny czas'. Serdecznie zapraszam Was do czytania :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział cudo! Czekam na nn z niecierpliwością :D
    I takie pytanko wie może ktoś co się dzieje z Ikulą (mam nadzieję że dobrze napisałam) że nie dodaje rozdziałów i nie daje znaków życia na blogach??

    OdpowiedzUsuń
  13. Ech... nie wiem czy jeszcze tu Autorki zaglądają, ale i tak napiszę...

    Droga Ikula&Patka czy będziecie to kontynuować? Bardzo mnie zaciekawiło to i nie ukrywam, że będę bardzo szczęśliwa, jeśli pojawi się kolejny rozdział :)

    Zresztą pewnie nie tylko mnie, ale i czytelnikom "starym" jak i "nowym", którzy jakiś czas temu znaleźli Waszego bloga (w tym mnie).
    Mam nadziej, że zaglądacie, a mój komentarz zmotywuje was do współpracy nad kolejnym rozdziałem :)

    Pozdrawiam Czytelniczka Waszego bloga :)

    OdpowiedzUsuń