Widoki za szybą
przesuwały się powoli. Krajobraz tonął w monotonnej zieleni drzew i w złocie
dojrzewającego zboża. Niebo uspokajało mnie swoim błękitem, a białe obłoki
przywodziły na myśl watę cukrową. Czułam, że ta piękna sceneria chce mnie pocieszyć.
Przekonać do tego, że mieszkać na wsi, wcale nie jest tak tragicznie. Niestety,
na nic zdały się te starania. Dalej czułam tęsknotę za odgłosami dużego miasta.
Osaka od dziecka była moim domem i zawsze nim pozostanie. To tam pozostawiłam
ulubioną panią sprzedawczynię ze sklepu papierniczego, szkołę oraz nauczycielkę
plastyki, a także najlepszego przyjaciela.
O
tak, to właśnie za Ikuto będę tęsknić najbardziej. Może i nie był zbyt lubiany,
ale ja również nie cieszyłam się szkolną sławą. Za wybitne zdolności ludzi nie
krzyżują, ale też nie czczą. On uwielbiał grać na fortepianie i był w tym
genialny, a ja malowałam. Każdą wolną chwilę wypełniałam rysowaniem. Łączyło
nas zamiłowanie do sztuki, ale nie tylko. Między nami jest potężna więź, której
nikt i nic nie może zniszczyć, a przynajmniej bardzo chciałam wierzyć, że nasza
przyjaźń przetrwa.
Poznaliśmy
się w gimnazjum. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. Zostałam z nim sam na sam w
klasie artystycznej. Ja zgłosiłam się na ochotnika do oprawiania konkursowych
prac uczniów w antyramy. On pisał wtedy coś zaciekle w zeszycie do nut.
Siedział przy fortepianie i był tak pochłonięty swoją pasją, że nawet mnie nie
zauważył. Urzekło mnie jego oddanie. Wkładał całe serce w muzykę, tak jak ja w
obrazy, czy rysunki. Już wtedy narodziło się między nami pewnego rodzaju
porozumienie, które na tamtą chwilę dostrzegałam tylko ja. Później nasza
znajomość sama się potoczyła. Ja pomagałam pani od plastyki, a Ikuto w tym
czasie grał. Jego muzyka była dla mnie czymś niezwykłym. Melodia wydawała się
nie być niema. Mówiła do mnie miliony słów. Mnie samej rzadko zdarzało się
zagadnąć Ikuto. Czasem coś odpowiadał, a innym razem milczał jak zaklęty,
skupiony na nutach.
Mimo
iż chodziliśmy do innych klas, to dostrzegłam jego samotność. Między lekcjami
pałętał się po korytarzu słuchając muzyki na swojej mp4. W czasie przerwy
obiadowej również siedział sam przy stoliku i to właśnie wtedy postanowiłam
zająć miejsce obok niego. Rozmowa nawiązała się sama z siebie. Z początku
nieśmiało opowiadał mi o swojej pasji, a ja słuchałam w skupieniu. Byłam
ciekawa tego, co mi powie. Wkładał w słowa niemalże tyle uczucia, co w grę na
fortepianie. W takich momentach nawet nie próbowałam mu przerywać. Jedyne, co
padało z moich ust, to krótkie pytania i szybkie odpowiedzi. Przyjemnie się
czułam w jego towarzystwie, i nie przeszkadzało mi, że nie angażuję się za
bardzo w rozmowę.
Po
kilku dniach nawet nie zauważyłam, że ten stan uległ znacznej zmianie.
Zamieniliśmy się rolami i to ja opowiadałam więcej o sobie. Jakoś tak wyszło,
że po miesiącu wiedzieliśmy o sobie nawzajem niemal wszystko. Udało mi się
zaufać Ikuto na tyle, żeby opowiedzieć mu o swojej bolesnej przeszłości.
Wydawała mi się tak podobny do mnie samej, że po prostu nie potrafiłam inaczej.
Westchnęłam
ciężko. Obiecaliśmy sobie, że będziemy do siebie pisać, dzwonić, ale przecież
nie będę go widziała, nie będę mogła z nim porozmawiać oko w oko. Wkrótce taki
stan przestanie nas satysfakcjonować i nasza więź zacznie zanikać. Tego bałam
się najbardziej.
Tak
naprawdę to, że przenoszę się do nowej szkoły, do nowego miasta, to było nic.
Nie odczuwałam jakiejkolwiek tremy przed nowym środowiskiem. Bałam się jedynie
tego, że będę sama. Z tatą nie miałam zamiaru rozmawiać. Zawsze był tak zajęty
pracą, że mnie nie dostrzegał. Co prawda, gdy jego firma nagle przestała
prosperować i zbankrutowała, znalazł dla mnie więcej czasu (ale przez to tylko
się kłócimy). Jednak nie tylko to było powodem. Przecież jego ukochana żona
zmarła niedawno na raka. Nie byłam pewna, co powinnam zrobić, gdy się o tym
dowiedziałam. Nie darzyłam mojej macochy pozytywnymi uczuciami, wręcz
przeciwnie. Nienawidziłam jej za to, że zabrała mi ojca, ale nie byłam zła aż
do tego stopnia, aby życzyć jej śmierci.
Prawdopodobnie
również odejście tej kobiety wpłynęło na to, że tata zaczął mnie zauważać. Ale
ja nie miałam zamiaru przekraczać granicy, którą on zbudował przez te wszystkie
lata. Starałam się wręcz, aby biły ode mnie niechęć i chłód. Chciałam dać mu do
zrozumienia, że już dawno nauczyłam się żyć bez niego.
Zerknęłam
na swojego brata, który siedział zaraz obok w foteliku. Hikaru był
sześcioletnim synkiem mojej macochy i mojego ojca, chociaż urodę odziedziczył
zupełnie po nim. Miał ciemnobrązowe włoski, bladą cerę i te same wyraźne rysy
twarzy. O tym, że był dzieckiem swojej matki świadczyły tylko błękitne oczy,
które teraz przykrywały delikatne powieki. Z całej rodziny jedynie z nim
potrafiłam dobrze się dogadać. Jak na swój wiek był bardzo dojrzały. Między
nami nigdy nie było niedomówień czy sporów… no i tylko Hikaru potrafił mnie
przekonać do tego, abym skończyła się kłócić z ojcem. Te dziecięce oczka
przepełnione niepokojem motywowały mnie od razu.
Uśmiechnęłam
się pod nosem, gdy zauważyłam, że mały zasnął. Prawdopodobnie wyczerpała go
podróż, która nie należała do najkrótszych. Nakryłam jego dłoń swoją i znów
wyjrzałam przez okno. Kolejny raz pochłonęły mnie wspomnienia.
Po
kilku minutach auto zaczęło zwalniać, aż w końcu całkiem się zatrzymało.
Zaciekawiona wyjrzałam przez szybę. Moim oczom ukazała się spora posesja ogrodzona
porządnym, żeliwnym płotem. Tata odwrócił się do nas i kompletnie mnie ignorując
zwrócił się do Hikaru.
-
Hikaru, pobudka, już jesteśmy na miejscu. - Powieki mojego brata lekko drgnęły
i po chwili odsłoniły piękne oczy. Chłopczyk podniósł główkę i rozejrzał się z
zaciekawieniem. Szybko poszłam w jego ślady, i równie szybko straciłam
zainteresowanie. Pewnie dla większości ludzi to miejsce byłoby idealne. Cisza,
spokój, las rosnący w pobliżu oraz niewiele mieszkańców. Mnie te wszystkie rzeczy
jeszcze bardziej przypominały o tym, co zostawiłam za sobą. Byłam niemal pewna,
że otwiera się jeden z gorszych rozdziałów w moim życiu.
Starałam
się nie okazywać tego, co się we mnie kłębi. Ciężko było jednak ukryć złość,
która stała się jeszcze większa niż wcześniej. Drżącymi rękami wyciągnęłam z
bagażnika moją walizkę. Mimo wszystko chciałam pobyć sama, a jedynym sposobem
na to było zamknięcie się w swoim nowym pokoju. Chciałam odpocząć, wyciągnąć
szkicownik. Po prostu uciec od tego wszystkiego. Jednak wystarczyło jedno
spojrzenie ojca, żebym porzuciła swoje plany.
Po
jego minie poznałam, że czegoś ode mnie chce.
-Posłuchaj
Sakura, rozumiem, że jest ci ciężko. Najpierw śmierć Yuri - tu jego oczy
nabrały bardzo smutnego wyrazu - a teraz to bankructwo i ta przeprowadzka, ale
nie możesz być na mnie wiecznie obrażona. Mnie też jest trudno. Po raz kolejny
straciłem kogoś, kogo kochałem i…
-
A ty wiecznie o sobie - przerwałam mu zła. - Rozumiem, że śmierć drugiej żony
nie jest łatwa. Śmierć w ogóle nie jest łatwa, ale będąc non stop przy Yuri,
nie myślałeś o mnie i Hikaru. Zostawiałeś mi go na całe dnie i noce, a sam
spędzałeś je w szpitalu. Mało tego zawsze kompletnie mnie olewałeś, gdy cię o
coś prosiłam. – Na początku nic nie
odpowiedział. Zachowywał się tak, jakby nie usłyszał moich oskarżeń, ale ja
dobrze wiedziałam, że tylko udaje. Zawsze nerwowo zaciskał palce na materiale
spodni, gdy targały nim złe emocje. Tak było i teraz.
- Sakura, wszyscy byliście dla mnie ważni…
-
Naprawdę? Cóż, najwidoczniej nie starałam się zauważyć twojej ojcowskiej
troski, którą nam wysyłałeś ze szpitala przez telefon komórkowy. W domu było
jej na pęczki, gdy uspokajałam Hikaru. Często miał koszmary i potrzebował
rodzica. Tak, z pewnością czuł wtedy twoją kojącą obecność – powiedziałam z
sarkazmem, który zaskoczył nawet mnie.
-
Młoda damo, nie odnoś się tak do mnie! Nie masz prawa mnie o coś takiego
oskarżać, a ja nie muszę ci się tłumaczyć!
-
Wiem to aż za dobrze! – krzyknęłam i zacisnęłam dłoń na rączce od walizki. Cały
czas ta sama śpiewka. Czasami myślałam, że byłoby lepiej, gdyby to ojciec
odszedł zamiast mamy. - W kółko mi przecież powtarzasz, że jesteś ode mnie
ważniejszy i jestem nikim więcej, jak dojrzewającą nastolatką!
Twarz
taty nabrała czerwonej barwy. Zacisnął usta w wąską linijkę i odezwał się
bardzo łagodnie, niemniej w jego głosie wciąż pobrzmiewała rozdrażniona nuta.
-
Dopóki żyjemy razem pod jednym dachem, mam prawo ustalać zasady. Gdy zaczniesz
sama na siebie zarabiać, uznam cię za osobę dojrzałą i odpowiedzialną.
-
Już jestem odpowiedzialna. Gdyby tak nie było, nie umiałabym się zająć Hikaru,
podczas gdy ty… zaraz, chwileczkę! – Obróciłam się kilka razy wokół własnej osi
i serce stanęło mi w gardle - Gdzie on jest?
Dopiero
teraz to zauważyłam. Mojego młodszego brata nie było w pobliżu.
Jakaś
dziwna moc nie pozwoliła mi oddychać i poczułam ukłucie winy. Nie było mi żal
taty, tylko Hikaru, który zawsze bardzo przeżywa nasze kłótnie. Moja złość
nagle wyparowała, a na jej miejsce wskoczyło tak dobrze znane uczucie troski i
zaniepokojenia. Musiałam go szybko znaleźć, zanim stanie się coś złego.
W
mieście Hikaru zawsze uciekał do parku. Chował się pod gałęziami wierzby
płaczącej, gęsto obsypanej liśćmi i był tam całkiem niewidoczny, dopóki nie
odnalazłam jego kryjówki. To był nasz wspólny zakątek przeprosin. Tyle tylko,
że teraz jesteśmy w zupełnie obcym miejscu, więc gdzie mógł pobiec? Nagle
ogarnęła mnie panika. Kompletnie nie znał tego otoczenia i ja też nie. A jeśli
się zgubi? A tutejsi ludzie? Jest tu ktoś, kto może wyrządzić mu krzywdę? Może
to i mała wieś, ale każda mieścina ma swoją czarną owcę w stadzie.
-
Nie mógł odejść zbyt daleko. - Ojciec nie był aż tak zaniepokojony jak ja. -
Może poszedł zobaczyć posesję. Najpierw rozejrzyjmy się wokół domu. - Był
przekonany, że nie dzieje się nic złego. Ja byłam przeciwnego zdania.
Niemniej
porzuciliśmy nasz spór i zabraliśmy się za szukanie. Podwórko nie było zbyt
duże. Centralną część kilkumetrowego terenu stanowił otynkowany na biało,
dwupiętrowy dom, pokryty czerwoną dachówką. Po układzie schodów i okienek
wnioskowałam, że ma jeszcze piwnicę i strych. Z pewnością był to jeden z
porządniejszych domków na ulicy, przez którą przejeżdżaliśmy. Od frontu znajdowała
się kolorowa rabatka, trawnik pilnie przystrzyżono i położono nowy chodniczek
prowadzący do dwóch furtek wychodzących na dwie różne dróżki. Na tyłach domu
znajdował się mały sad, w którym rosły dwie grusze, dominująca nad resztą stara
jabłoń i kilka drzewek wiśniowych. Owoce dopiero zaczynały nabierać kształtów i
kolorów. Widać było, że cała posesja przeszła porządny remont, a czyjaś
troskliwa ręka pilnie zadbała o podwórze. Czujnie przeczesywałam wzrokiem każdy
cień, a w szczególności przestrzeń pod drzewami. Z każdym krokiem modliłam się,
żeby moje złe przeczucia się nie sprawdziły, ale doszłam do miejsca, z którego
przyszłam z przerażającą świadomością, że jednak Hikaru tutaj nie ma.
Z
wnętrza domu usłyszałam zaniepokojone słowa taty. Tak jak podejrzewałam tam też
go nie było.
-
Wołałem go, ale nikt nie odpowiada. Może poszedł na łąkę za podwórkiem? To po
drugiej stronie tamtej drogi.
Sama
nie wiem, jakim cudem zrozumiałam, co mój tata chce powiedzieć, zanim jeszcze
jakiekolwiek słowo padło z jego ust. Obróciłam się w stronę tylnej furtki. Była
otwarta i tyle mi wystarczyło. Pobiegłam przed siebie. Nie zwracałam uwagi na
nic innego, oprócz kilku śladów na ziemi, które mogły należeć do mojego brata.
Nogi prowadziły mnie instynktownie, na oślep… chyba nawet zgubiłam torbę po
drodze. Nie przywiązywałam jednak do tego wagi. To tylko przedmiot i
niepotrzebny balast.
Z
głośno bijącym sercem wbiegłam na niewielkie wzniesienie i rozejrzałam się
dookoła. Nigdzie ani śladu Hikaru. Łzy napłynęły mi do oczu. Już nawet chciałam
się wrócić, ale coś mnie zatrzymało.
Niedaleko
niewielkiego skupiska sosen stały dwa budynki dom i jakby obora. Na pierwszy
rzut oka wyglądało to jak maleńkie gospodarstwo. Białe ściany były porośnięte
gęstym bluszczem, a naokoło rosły potężne drzewa, o wiele wyższe od wszystkich
innych w okolicy. Podwórko i ogród były zadbane, jakby co najmniej dwa razy
dziennie ktoś zaglądał do roślin. Przy małym kurniku dostrzegłam białe, rude i
szare plamy, po chwili zorientowałam się, że to kury z zapałem dziobiące w
ziemi. Zauważyłam też trzy konie i usłyszałam szczekanie psa, który chyba
wystraszył się zaczętej przed chwilą walki kogutów. Hikaru zawsze kochał
zwierzęta. Jeśli faktycznie poszedł w tę stronę, to mogłam dać sobie rękę
uciąć, że pobiegł właśnie tam.
Z
nutką nadziei i duszą na ramieniu ruszyłam w stronę miejsca, z którego
dochodziło rżenie i zapach siana. Wysoka trawa ocierała się o moje odsłonięte
łydki. Kiedy byłam już dostatecznie blisko, zaczęłam nawoływać brata. Nawet
miałam obmyśloną wypowiedź, gdyby ktoś wyszedł z domu i zaczął mi zadawać
pytania, ale nic takiego się nie stało. Stwierdziłam więc, że albo nikogo w nim
nie ma, albo po prostu właściciel mnie ignoruje.
Podobnie
jak wcześniej dokładnie przyglądałam się ziemi pod drzewami. Oczywiście nie
przestawałam nawoływać coraz bardziej zestresowana. Wreszcie, kiedy myślałam, że
moje serce pęknie z nadmiaru zaniepokojenia, dostrzegłam go. Momentalnie
opuściły mnie wszystkie złe emocje i zastąpiła je niewysłowiona ulga. Kolana mi
zmiękły, w oczach stanęły łzy wdzięczności, ale zaraz zarejestrowałam pewien
absurdalny fakt i zamarłam wstrząśnięta. Mój młodszy braciszek właśnie dosiadał
kasztanowego konia, a pewien młody mężczyzna go podsadzał. Przez krótką chwilę
nie mogłam się ruszyć. Wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w roześmianą twarz
Hikaru i dłonie osoby, która pomagała mu usadowić się w siodle. Niepewnie
postawiłam jeden krok i drugi, aż w końcu puściłam się biegiem.
Mężczyzna
chyba usłyszał, z jakim zapałem rozdeptuję trawę. Obrócił powoli głowę i
spojrzał na mnie z ciekawością. Chyba nawiązanie z nim kontaktu wzrokowego nie
było dobrym pomysłem. Znów stanęłam gwałtownie, jakbym spojrzała w oczy samej
Meduzie, jednej z trzech Gorgon. Były czarne. Dostałam gęsiej skórki.
-
Sakura… już się nie gniewacie na siebie? – Przeniosłam wzrok na brata i
uśmiechnęłam się krzywo.
-
Hikaru… nawet, jeśli czasem się kłócimy, to nie wolno ci tak znikać. Martwiłam
się. Przepraszam za niego i dziękuję. – Zwróciłam się do bruneta i wyciągnęłam
ramiona po brata.
-
Nie! Nigdzie nie idę! - Moje ręce automatycznie się cofnęły - Ciągle się z tatą
kłócicie. – Ostatnie zdanie rozpłynęło się w potoku dziecięcych łez. Poczucie
winy ścisnęło mnie za gardło. Miałam wrażenie, że sama się za chwilę rozpłaczę.
-
Hikaru, przepraszam… ja…
-
Nie! Nie idę! – krzyknął, a koń szarpnął mocno i zaczął niespokojnie rżeć.
Serce stanęło mi w piersi. Bałam się, że komuś stanie się krzywda. Mężczyzna
jednak przytrzymał zwierzę.
-
Hikaru, proszę. Tata też się o ciebie martwi.
Mój
brat pokręcił przecząco główką i odwrócił ode mnie wzrok, jego małe usta
zacisnęły się buntowniczo. Cała ta sytuacja sprawiała, że czułam się, jakby
ktoś smagał mnie biczem, albo przypalał rozżarzonym prętem. Zdawałam sobie
sprawę, że cierpienie tego dziecka jest po części moją winą.
-
Hikaru, to twoja siostra? - Tym razem to mężczyzna zwrócił się do mojego
braciszka. Jego głos był przyjazny, ale czułam w nim chłód. Najwyraźniej moja
wizyta nie przypadła mu do gustu. Z resztą nie dziwiłam mu się. Kto by chciał
wysłuchiwać rodzinnych utarczek. Było mi strasznie głupio, chociaż to uczucie
miało się nijak do mojego poczucia winy. Niemniej ów człowiek dopiero teraz
zwrócił moją uwagę. Wcześniej byłam zbyt zaabsorbowana Hikaru, żeby dostrzec,
że jest młody i bardzo przystojny. Jego blada twarz miała iście szlachetne
rysy, czarne, zmierzwione włosy idealnie z nią kontrastowały uwydatniając
piękno, a hipnotyzująco kare oczy przyciągały swoim magnetyzmem i
niebezpiecznym błyskiem. W dodatku jego odsłonięte ramiona wydawały się być
wyjątkowo silne, za pewne za sprawą pracy w gospodarstwie.
Hikaru
nie odpowiedział, a jedynie skinął głową. Mężczyzna zmierzył mnie spojrzeniem
od stóp do głów. Wiedziałam, co sobie pomyślał. Wcale nie byliśmy do siebie podobni.
-
Myślę, że powinieneś młodzieńcze pójść razem z nią. Twoja rodzina na pewno
bardzo się o ciebie martwi. - Czułam w tym głosie niesłychaną mądrość i Hikaru
najwyraźniej też, bo w końcu spojrzał mi w oczy.
-
A co z Anastazją? - Podrapał swoją małą dłonią konia za uchem.
-
Oh… jestem pewny, że jeśli poprosisz siostrę, to pozwoli ci przychodzić tutaj
raz dziennie na naukę jazdy, prawda? - Niemal się wzdrygnęłam, gdy na mnie spojrzał.
Jego wzrok wywoływał u mnie niepokój. Po moich plecach przeszedł dreszcz.
-
No pewnie - wtrąciłam z uśmiechem, chociaż trochę się zdziwiłam, że obcy
mężczyzna proponuje Hikaru coś takiego.
Chłopiec
po chwili wyciągną ręce w kierunku obcego, a ten zdjął go z konia i postawił na
ziemi. W dwóch krokach dopadłam brata i porwałam go w ramiona, ściskając mocno.
-
Błagam, nie strasz mnie tak więcej - szepnęłam mu we włosy - bałam się, że już
cię nie znajdę.
-
Prędzej, czy później wróciłbym do domu. - Odparł żartobliwie i potargał mi
włosy.
Kiedy
wreszcie oderwałam się od Hikaru, odwróciłam się do nieznajomego, żeby mu
podziękować. Wpatrywał się w naszą dwójkę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-
Naprawdę bardzo panu dziękuję.
-
Jestem Sasuke i nie jestem jeszcze aż tak stary, żeby nazywać mnie „panem” -
odparł dosyć sztywno, w jego głosie nie wyczułam wesołego tonu.
-
Jasne. - Uścisnęłam mu dłoń, którą mi podał, była duża, ciepła i szorstka. -
Sakura.
Skinął
głową.
-
Hikaru, widzimy się jutro.
-
Oczywiście. - Mój braciszek wyszczerzył ząbki.
Zmarszczyłam
brwi.
-
Em… o której godzinie będzie ci pasowało? - Zapytałam nieco skrępowana tym, że
umawiam się na spotkanie z całkiem obcym człowiekiem.
-
To bez znaczenia. Może być trzecia po południu.
-
Dziękuję jeszcze raz. - Posłałam mu nieśmiały uśmiech, ale on zaczął głaskać
szyję konia, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi. Cóż, ten mężczyzna był
zdecydowanie dziwny.
Chwyciłam
Hikaru za rękę i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
-
No więc? Gdzie się podziewał nasz uciekinier? – zapytał tata żartobliwie, gdy
razem z Hikaru przekroczyłam próg domu. Malec od razu do niego podbiegł,
usadowił się obok na fotelu i zaczął opowiadać. Pozwoliłam mu na to. Nie
sądziłam, żeby ojciec przejął się jego nowym hobby, którym stały się konie.
Pewnie to pochwali, bo będzie miał więcej czasu dla siebie.
Zanim
ktokolwiek zdążył mi zadać jakieś pytanie, czmychnęłam na górę i zniknęłam w
ciemnościach korytarza. Zaglądałam za każde drzwi, aby znaleźć swój pokój. Nie
trwało to długo, w końcu tylko ja jedna prosiłam o ściany w kolorze popielatego
beżu.
Gdy
zapaliłam światło, mimowolnie zabrakło mi tchu. Pokój nie był duży, ale za to niezwykle
przytulny. Na centralnej ścianie ryczał do mnie namalowany na czarno wielki
tygrys, który nadawał całemu pomieszczeniu interesującego wyrazu. Pod nim stało
szerokie łóżko okryte narzutą w biało czarne pasy. Obok stała niewielka komódka
à la szafka nocna. Po przeciwnej stronie wielkiego malowidła znajdowała się
szafa wnękowa, przypominająca miniaturową garderobę. W kącie pokoju upchnięte
zostało biurko, na którym (chwała wszystkim, którzy nade mną czuwają) leżał mój
laptop. Meble wykonane zostały z ciemnego, pachnącego jeszcze lakierem drewna Duże
okno było zasłonięte czarnymi roletami, które niedawno wybrałam na zakupach. Znów
zgasiłam światło i otoczyła mnie przyjemna ciemność.
Zawsze
czuję się bezpieczniej, gdy zakrywa mnie ta kurtyna mroku. Wiem wtedy, że nikt
mnie nie dojrzy. Czuję się wtedy swobodnie, a mój umysł się uspokaja. Nie
wyobrażam sobie medytacji w gorące popołudnie, na kocyku w gródku.
Uśmiechnęłam
się pod nosem, odsłoniłam okno i usiadłam na twardym łóżku. Poza tym, że w
pokoju dominowały zimne kolory, wyglądał całkiem normalnie. Tylko te kartonowe
pudła które stały pod ścianą nie pozwalały mi się skupić. Wstałam, otworzyłam szafę
i wtaszczyłam je do środka. Postanowiłam zająć się nimi jutro.
W
trakcie pracy zaczęłam się zastanawiać nad lekcjami jeździectwa. Mimo wszystko
cieszyłam się, że mojego młodszego braciszka zainteresowało właśnie to. Konie
to wyjątkowe zwierzęta, a więź z nimi potrafi być wyjątkowa. Też kiedyś
jeździłam, nawet całkiem dobrze… ale od śmierci mamy nie miałam na to czasu.
Ktoś musiał zająć się Hikaru.
Zdusiłam
łzy, a w geście bezsilności upuściłam karton na ziemię. Był nieduży i lekki,
dlatego szansa, że coś potłukę była nikła. Domyśliłam się, co kilka dni temu
zapakowałam do środka. Uklękłam na jedno kolano i uchyliłam wieko. Na widok
moich rysunków oraz pudełka pełnego ołówków i węgla westchnęłam głucho. Druga
rzecz, którą uwielbiam robić, a na którą nigdy nie mam wolnej chwili.
Nie!
Koniec! Potrzebuję tego. Właśnie teraz potrzebuję wyzbyć się tych emocji. Oddać
swoją duszę i dłonie tej przykurzonej pasji.
Z
energią i zapałem, jakich dawno nie udało mi się z siebie wykrzesać rozłożyłam
na parkiecie biały karton, ułożyłam ołówki, wyjęłam z opakowania węgiel i smagana
emocjami rzuciłam się ten porywający nurt synchronicznych ruchów, starannych
pociągnięć i innych drobnych gestów. Nie myślałam, co rysuję, nie myślałam o
tym, że jestem w nowym pokoju, wyprowadziłam się z miasta i opuściłam jedynego,
prawdziwego przyjaciela. Rzeczywistość była dla mnie niczym obłok dymu. Liczył
się świat moich fantazji. Dałam się mu pochłonąć bez reszty.
****
P:
- Ludziska, fanfary! Po długich miesiącach oczekiwania, wielkim stresie,
rozpoczęciu roku szkolnego i tym podobnych bzdurach… wreszcie ukazał się
rozdział pierwszy! Ikulciu, jak to się stało, że zajęło nam to aż tyle czasu?
I:
- Wyjazdy, awaria twojego nieszczęsnego komputera, brak czasu i jakoś tak to
wyszło, ale najważniejsze, że wracamy i to uśmiechając się pełną gębą. Po raz
kolejny należą się podziękowania KatD za szatę graficzną, która znajduje się
tutaj tylko i wyłącznie dzięki niej, bo zgodziła się ją zmienić tak, żeby dała
się wstawić na blogspota. No i rzecz jasna dziękujemy Miliko. Kochana, mamy
ochotę cię wyściskać za to, że z taką wytrwałością wyczekujesz naszych
rozdziałów, to jest na prawdę piękne.
Dziękujecie mi za to, że do znudzenia marudzę Ikuli co z nowym rozdziałem? Czy czasem to nie powinno być wkurzające? No ale okej. Dla mnie lepiej.
OdpowiedzUsuńRozdział nie był długi (albo po prostu szybko mi się go czytało :D). I niestety był też gorszy od prologu. Owszem był dobry ale mnie nie wciągnął. Nie ma w sobie tego czegoś. Spotkanie Sakury i Sasuke? Troszkę inaczej to sobie wyobrażałam ale było okej :P Jednak mam pewne "ale" co do tego spotkania i zachowania Sakury. Jednak powiem to przy najbliższej okazji Ikuli, bo nie chce nic zdradzić :)
Na zasadach pisowni, ortografii i interpunkcji się nie znam więc o tym nic nie mogę powiedzieć.
Jest jednak jeszcze jedna rzecz, której się czepię(niestety:/)Naszczęście jest to drobnostka :D Hikaru jest synem macochy Sakury i jej ojca, prawda? Więc dlaczego piszecie, że Sakura od śmierci mamy nie miała czasu jeździć konno bo musiała się zająć Hikaru? To brzmi tak jakby mały urodził się jak matka Sakury jeszcze żyła :)
Mam też pewne zastrzeżenie co do Sakury ale o tym także powiem Ikuli na gg :)
No to tyle. Mam nadzieje, że nie uraziłam was moją delikatną krytyką.
Mam nadzieje, że następny rozdział będzie lepszy. Pozdrawiam cieplutko. Miliko
Uraziłaś? Ja jestem ci wdzięczna. Szczerze mówiąc, za tą wpadkę z rodzicami Hikaru i jego wiekiem ja jestem odpowiedzialna. Podejrzewam jednak, że to wszystko przez ten długi okres naszej nieobecności. Napisałyśmy początek tego rozdziału jeszcze w wakacje, a skończyłyśmy teraz. Trochę zdążyłam zapomnieć...
UsuńJak tylko Ikula wróci, to z nią pogadam i postaramy się omówić sytuację na spokojnie. Dziękuję Ci za komentarz, przynajmniej wiem na co w najbliższej przyszłości zwrócić uwagę. :)
Patka
PS. Drugi rozdział postaramy się lepiej dopracować, jeśli chodzi o szczegóły. :)
No, cóż. Cóż powiedzieć mam?
OdpowiedzUsuńCzytam notkę dwóch świetnych dam.
Akcja się toczy jak błyskawice,
Czytam wyrazy, dialogi, stronice.
Pochłaniam zdania jak tlen wokół mnie,
I mam nadzieję, że szybko to nie minie.
Wszystko i nic - te dwie sprzeczności,
Dodają smaku i pikantności.
* Wybaczcie wierszyk, ale jakoś mnie tak naszło. Co do rozdziału. Świetne, a spotkanie Sakury z Sasuke było idealne. Takie tajemnicze i niepozorne. Jestem bardzo ciekawa dalszych ich przygód. Pozdrawiam i życzę weny :)
Wybaczcie? Co mamy wybaczać? Tekst, dzięki któremu zrobiło mi się cieplej na serduszku? :D
UsuńBardzo Ci dziękuję za komentarz. Po tym wszystkim co zdążyłam przejść w świecie opowiadań, mogę powiedzieć jedno. Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził :)
Cieszę się, że Ci się spodobało. ;)
Pozdrawiam cieplutko
Patka
Łał, wiersz, jestem pod wrażeniem. Bardzo oryginalny komentarz. Cieszę się, że i to opowiadanie przypadło ci do gustu.
UsuńDziękuję.
Naprawdę mi się podobało :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Pockerowa
Bardzo mi miło. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Wszystko mi się podobało, wciągnęło mnie, ani się nie obejrzałam, a już pochłonęłam cały tekst. ;d Niesamowicie intryguje mnie postać Sasuke. Mam nadzieje, że tym razem nie każecie mi tak długo czekać na następny rozdział. ^^ Pozdrawiam, Aguu-chan.
OdpowiedzUsuńSuper! Świetne opisy!
OdpowiedzUsuńBardzo proszę o powiadomienie o następnym rozdziale!
Ohayo!
OdpowiedzUsuńRozdział tak mnie wciągnął, że ręka drżała mi niemiłosiernie gdy go skończyłam. Kurczaki? To mało powiedziane. Na brodę Merlina, magia, magia po prostu magia! :3
Pozdrawiam gorąco. :]
Ohayo :D
OdpowiedzUsuńPoczątek i: poznaliśmy się w gimnazjum - źle mi się to kojarzy. Gimbaza się jednak szerzy...
A więc. Rozdział bardzo przyjemny, aczkolwiek prolog bardziej mnie wciągnął. Całkiem długi, ale to tylko plus.
***
"muzyki na swojej mp4" - lepiej brzmiałoby "na odtwarzaczu" czy coś.
"Co prawda nagle, gdy jego firma nagle przestała prosperować i zbankrutowała, znalazł dla mnie więcej czasu" - powtórzonko się wkradło :3
A więc zaczynam czytać...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Sheeiren zamiast ,,na swojej mp4" ładniej brzmiałoby ,,na swoim odtwarzaczu".
,,Wydawała mi się tak podobny" - niepotrzebne ,,a" w końcu mówimy o chłopaku ;p
Jeszcze jeden błąd ,,gródku", chyba ,,ogródku" ;p
Ogólnie rozdzialik w miarę długi, co mi się podoba. Akcja toczy się bardzo spokojnie, co również jest plusem.
Coś więcej? Nie, raczej nie.
Rozdział jest cudny i cholernie mi się podoba ;p
Pozdrawiam!