niedziela, 7 października 2012

Rozdział 1


Widoki za szybą przesuwały się powoli. Krajobraz tonął w monotonnej zieleni drzew i w złocie dojrzewającego zboża. Niebo uspokajało mnie swoim błękitem, a białe obłoki przywodziły na myśl watę cukrową. Czułam, że ta piękna sceneria chce mnie pocieszyć. Przekonać do tego, że mieszkać na wsi, wcale nie jest tak tragicznie. Niestety, na nic zdały się te starania. Dalej czułam tęsknotę za odgłosami dużego miasta. Osaka od dziecka była moim domem i zawsze nim pozostanie. To tam pozostawiłam ulubioną panią sprzedawczynię ze sklepu papierniczego, szkołę oraz nauczycielkę plastyki, a także najlepszego przyjaciela.
O tak, to właśnie za Ikuto będę tęsknić najbardziej. Może i nie był zbyt lubiany, ale ja również nie cieszyłam się szkolną sławą. Za wybitne zdolności ludzi nie krzyżują, ale też nie czczą. On uwielbiał grać na fortepianie i był w tym genialny, a ja malowałam. Każdą wolną chwilę wypełniałam rysowaniem. Łączyło nas zamiłowanie do sztuki, ale nie tylko. Między nami jest potężna więź, której nikt i nic nie może zniszczyć, a przynajmniej bardzo chciałam wierzyć, że nasza przyjaźń przetrwa.
Poznaliśmy się w gimnazjum. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze. Zostałam z nim sam na sam w klasie artystycznej. Ja zgłosiłam się na ochotnika do oprawiania konkursowych prac uczniów w antyramy. On pisał wtedy coś zaciekle w zeszycie do nut. Siedział przy fortepianie i był tak pochłonięty swoją pasją, że nawet mnie nie zauważył. Urzekło mnie jego oddanie. Wkładał całe serce w muzykę, tak jak ja w obrazy, czy rysunki. Już wtedy narodziło się między nami pewnego rodzaju porozumienie, które na tamtą chwilę dostrzegałam tylko ja. Później nasza znajomość sama się potoczyła. Ja pomagałam pani od plastyki, a Ikuto w tym czasie grał. Jego muzyka była dla mnie czymś niezwykłym. Melodia wydawała się nie być niema. Mówiła do mnie miliony słów. Mnie samej rzadko zdarzało się zagadnąć Ikuto. Czasem coś odpowiadał, a innym razem milczał jak zaklęty, skupiony na nutach.
Mimo iż chodziliśmy do innych klas, to dostrzegłam jego samotność. Między lekcjami pałętał się po korytarzu słuchając muzyki na swojej mp4. W czasie przerwy obiadowej również siedział sam przy stoliku i to właśnie wtedy postanowiłam zająć miejsce obok niego. Rozmowa nawiązała się sama z siebie. Z początku nieśmiało opowiadał mi o swojej pasji, a ja słuchałam w skupieniu. Byłam ciekawa tego, co mi powie. Wkładał w słowa niemalże tyle uczucia, co w grę na fortepianie. W takich momentach nawet nie próbowałam mu przerywać. Jedyne, co padało z moich ust, to krótkie pytania i szybkie odpowiedzi. Przyjemnie się czułam w jego towarzystwie, i nie przeszkadzało mi, że nie angażuję się za bardzo w rozmowę.
Po kilku dniach nawet nie zauważyłam, że ten stan uległ znacznej zmianie. Zamieniliśmy się rolami i to ja opowiadałam więcej o sobie. Jakoś tak wyszło, że po miesiącu wiedzieliśmy o sobie nawzajem niemal wszystko. Udało mi się zaufać Ikuto na tyle, żeby opowiedzieć mu o swojej bolesnej przeszłości. Wydawała mi się tak podobny do mnie samej, że po prostu nie potrafiłam inaczej.
Westchnęłam ciężko. Obiecaliśmy sobie, że będziemy do siebie pisać, dzwonić, ale przecież nie będę go widziała, nie będę mogła z nim porozmawiać oko w oko. Wkrótce taki stan przestanie nas satysfakcjonować i nasza więź zacznie zanikać. Tego bałam się najbardziej.
Tak naprawdę to, że przenoszę się do nowej szkoły, do nowego miasta, to było nic. Nie odczuwałam jakiejkolwiek tremy przed nowym środowiskiem. Bałam się jedynie tego, że będę sama. Z tatą nie miałam zamiaru rozmawiać. Zawsze był tak zajęty pracą, że mnie nie dostrzegał. Co prawda, gdy jego firma nagle przestała prosperować i zbankrutowała, znalazł dla mnie więcej czasu (ale przez to tylko się kłócimy). Jednak nie tylko to było powodem. Przecież jego ukochana żona zmarła niedawno na raka. Nie byłam pewna, co powinnam zrobić, gdy się o tym dowiedziałam. Nie darzyłam mojej macochy pozytywnymi uczuciami, wręcz przeciwnie. Nienawidziłam jej za to, że zabrała mi ojca, ale nie byłam zła aż do tego stopnia, aby życzyć jej śmierci.
Prawdopodobnie również odejście tej kobiety wpłynęło na to, że tata zaczął mnie zauważać. Ale ja nie miałam zamiaru przekraczać granicy, którą on zbudował przez te wszystkie lata. Starałam się wręcz, aby biły ode mnie niechęć i chłód. Chciałam dać mu do zrozumienia, że już dawno nauczyłam się żyć bez niego.
Zerknęłam na swojego brata, który siedział zaraz obok w foteliku. Hikaru był sześcioletnim synkiem mojej macochy i mojego ojca, chociaż urodę odziedziczył zupełnie po nim. Miał ciemnobrązowe włoski, bladą cerę i te same wyraźne rysy twarzy. O tym, że był dzieckiem swojej matki świadczyły tylko błękitne oczy, które teraz przykrywały delikatne powieki. Z całej rodziny jedynie z nim potrafiłam dobrze się dogadać. Jak na swój wiek był bardzo dojrzały. Między nami nigdy nie było niedomówień czy sporów… no i tylko Hikaru potrafił mnie przekonać do tego, abym skończyła się kłócić z ojcem. Te dziecięce oczka przepełnione niepokojem motywowały mnie od razu.
Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy zauważyłam, że mały zasnął. Prawdopodobnie wyczerpała go podróż, która nie należała do najkrótszych. Nakryłam jego dłoń swoją i znów wyjrzałam przez okno. Kolejny raz pochłonęły mnie wspomnienia.
Po kilku minutach auto zaczęło zwalniać, aż w końcu całkiem się zatrzymało. Zaciekawiona wyjrzałam przez szybę. Moim oczom ukazała się spora posesja ogrodzona porządnym, żeliwnym płotem. Tata odwrócił się do nas i kompletnie mnie ignorując zwrócił się do Hikaru.
- Hikaru, pobudka, już jesteśmy na miejscu. - Powieki mojego brata lekko drgnęły i po chwili odsłoniły piękne oczy. Chłopczyk podniósł główkę i rozejrzał się z zaciekawieniem. Szybko poszłam w jego ślady, i równie szybko straciłam zainteresowanie. Pewnie dla większości ludzi to miejsce byłoby idealne. Cisza, spokój, las rosnący w pobliżu oraz niewiele mieszkańców. Mnie te wszystkie rzeczy jeszcze bardziej przypominały o tym, co zostawiłam za sobą. Byłam niemal pewna, że otwiera się jeden z gorszych rozdziałów w moim życiu.
Starałam się nie okazywać tego, co się we mnie kłębi. Ciężko było jednak ukryć złość, która stała się jeszcze większa niż wcześniej. Drżącymi rękami wyciągnęłam z bagażnika moją walizkę. Mimo wszystko chciałam pobyć sama, a jedynym sposobem na to było zamknięcie się w swoim nowym pokoju. Chciałam odpocząć, wyciągnąć szkicownik. Po prostu uciec od tego wszystkiego. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie ojca, żebym porzuciła swoje plany.
Po jego minie poznałam, że czegoś ode mnie chce.
-Posłuchaj Sakura, rozumiem, że jest ci ciężko. Najpierw śmierć Yuri - tu jego oczy nabrały bardzo smutnego wyrazu - a teraz to bankructwo i ta przeprowadzka, ale nie możesz być na mnie wiecznie obrażona. Mnie też jest trudno. Po raz kolejny straciłem kogoś, kogo kochałem i…
- A ty wiecznie o sobie - przerwałam mu zła. - Rozumiem, że śmierć drugiej żony nie jest łatwa. Śmierć w ogóle nie jest łatwa, ale będąc non stop przy Yuri, nie myślałeś o mnie i Hikaru. Zostawiałeś mi go na całe dnie i noce, a sam spędzałeś je w szpitalu. Mało tego zawsze kompletnie mnie olewałeś, gdy cię o coś prosiłam. – Na początku nic nie odpowiedział. Zachowywał się tak, jakby nie usłyszał moich oskarżeń, ale ja dobrze wiedziałam, że tylko udaje. Zawsze nerwowo zaciskał palce na materiale spodni, gdy targały nim złe emocje. Tak było i teraz.
 - Sakura, wszyscy byliście dla mnie ważni…
- Naprawdę? Cóż, najwidoczniej nie starałam się zauważyć twojej ojcowskiej troski, którą nam wysyłałeś ze szpitala przez telefon komórkowy. W domu było jej na pęczki, gdy uspokajałam Hikaru. Często miał koszmary i potrzebował rodzica. Tak, z pewnością czuł wtedy twoją kojącą obecność – powiedziałam z sarkazmem, który zaskoczył nawet mnie.
- Młoda damo, nie odnoś się tak do mnie! Nie masz prawa mnie o coś takiego oskarżać, a ja nie muszę ci się tłumaczyć!
- Wiem to aż za dobrze! – krzyknęłam i zacisnęłam dłoń na rączce od walizki. Cały czas ta sama śpiewka. Czasami myślałam, że byłoby lepiej, gdyby to ojciec odszedł zamiast mamy. - W kółko mi przecież powtarzasz, że jesteś ode mnie ważniejszy i jestem nikim więcej, jak dojrzewającą nastolatką!
Twarz taty nabrała czerwonej barwy. Zacisnął usta w wąską linijkę i odezwał się bardzo łagodnie, niemniej w jego głosie wciąż pobrzmiewała rozdrażniona nuta.
- Dopóki żyjemy razem pod jednym dachem, mam prawo ustalać zasady. Gdy zaczniesz sama na siebie zarabiać, uznam cię za osobę dojrzałą i odpowiedzialną.
- Już jestem odpowiedzialna. Gdyby tak nie było, nie umiałabym się zająć Hikaru, podczas gdy ty… zaraz, chwileczkę! – Obróciłam się kilka razy wokół własnej osi i serce stanęło mi w gardle - Gdzie on jest?
Dopiero teraz to zauważyłam. Mojego młodszego brata nie było w pobliżu.
Jakaś dziwna moc nie pozwoliła mi oddychać i poczułam ukłucie winy. Nie było mi żal taty, tylko Hikaru, który zawsze bardzo przeżywa nasze kłótnie. Moja złość nagle wyparowała, a na jej miejsce wskoczyło tak dobrze znane uczucie troski i zaniepokojenia. Musiałam go szybko znaleźć, zanim stanie się coś złego.
W mieście Hikaru zawsze uciekał do parku. Chował się pod gałęziami wierzby płaczącej, gęsto obsypanej liśćmi i był tam całkiem niewidoczny, dopóki nie odnalazłam jego kryjówki. To był nasz wspólny zakątek przeprosin. Tyle tylko, że teraz jesteśmy w zupełnie obcym miejscu, więc gdzie mógł pobiec? Nagle ogarnęła mnie panika. Kompletnie nie znał tego otoczenia i ja też nie. A jeśli się zgubi? A tutejsi ludzie? Jest tu ktoś, kto może wyrządzić mu krzywdę? Może to i mała wieś, ale każda mieścina ma swoją czarną owcę w stadzie.
- Nie mógł odejść zbyt daleko. - Ojciec nie był aż tak zaniepokojony jak ja. - Może poszedł zobaczyć posesję. Najpierw rozejrzyjmy się wokół domu. - Był przekonany, że nie dzieje się nic złego. Ja byłam przeciwnego zdania.
Niemniej porzuciliśmy nasz spór i zabraliśmy się za szukanie. Podwórko nie było zbyt duże. Centralną część kilkumetrowego terenu stanowił otynkowany na biało, dwupiętrowy dom, pokryty czerwoną dachówką. Po układzie schodów i okienek wnioskowałam, że ma jeszcze piwnicę i strych. Z pewnością był to jeden z porządniejszych domków na ulicy, przez którą przejeżdżaliśmy. Od frontu znajdowała się kolorowa rabatka, trawnik pilnie przystrzyżono i położono nowy chodniczek prowadzący do dwóch furtek wychodzących na dwie różne dróżki. Na tyłach domu znajdował się mały sad, w którym rosły dwie grusze, dominująca nad resztą stara jabłoń i kilka drzewek wiśniowych. Owoce dopiero zaczynały nabierać kształtów i kolorów. Widać było, że cała posesja przeszła porządny remont, a czyjaś troskliwa ręka pilnie zadbała o podwórze. Czujnie przeczesywałam wzrokiem każdy cień, a w szczególności przestrzeń pod drzewami. Z każdym krokiem modliłam się, żeby moje złe przeczucia się nie sprawdziły, ale doszłam do miejsca, z którego przyszłam z przerażającą świadomością, że jednak Hikaru tutaj nie ma.
Z wnętrza domu usłyszałam zaniepokojone słowa taty. Tak jak podejrzewałam tam też go nie było.
- Wołałem go, ale nikt nie odpowiada. Może poszedł na łąkę za podwórkiem? To po drugiej stronie tamtej drogi.
Sama nie wiem, jakim cudem zrozumiałam, co mój tata chce powiedzieć, zanim jeszcze jakiekolwiek słowo padło z jego ust. Obróciłam się w stronę tylnej furtki. Była otwarta i tyle mi wystarczyło. Pobiegłam przed siebie. Nie zwracałam uwagi na nic innego, oprócz kilku śladów na ziemi, które mogły należeć do mojego brata. Nogi prowadziły mnie instynktownie, na oślep… chyba nawet zgubiłam torbę po drodze. Nie przywiązywałam jednak do tego wagi. To tylko przedmiot i niepotrzebny balast.
Z głośno bijącym sercem wbiegłam na niewielkie wzniesienie i rozejrzałam się dookoła. Nigdzie ani śladu Hikaru. Łzy napłynęły mi do oczu. Już nawet chciałam się wrócić, ale coś mnie zatrzymało.
Niedaleko niewielkiego skupiska sosen stały dwa budynki dom i jakby obora. Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak maleńkie gospodarstwo. Białe ściany były porośnięte gęstym bluszczem, a naokoło rosły potężne drzewa, o wiele wyższe od wszystkich innych w okolicy. Podwórko i ogród były zadbane, jakby co najmniej dwa razy dziennie ktoś zaglądał do roślin. Przy małym kurniku dostrzegłam białe, rude i szare plamy, po chwili zorientowałam się, że to kury z zapałem dziobiące w ziemi. Zauważyłam też trzy konie i usłyszałam szczekanie psa, który chyba wystraszył się zaczętej przed chwilą walki kogutów. Hikaru zawsze kochał zwierzęta. Jeśli faktycznie poszedł w tę stronę, to mogłam dać sobie rękę uciąć, że pobiegł właśnie tam.
Z nutką nadziei i duszą na ramieniu ruszyłam w stronę miejsca, z którego dochodziło rżenie i zapach siana. Wysoka trawa ocierała się o moje odsłonięte łydki. Kiedy byłam już dostatecznie blisko, zaczęłam nawoływać brata. Nawet miałam obmyśloną wypowiedź, gdyby ktoś wyszedł z domu i zaczął mi zadawać pytania, ale nic takiego się nie stało. Stwierdziłam więc, że albo nikogo w nim nie ma, albo po prostu właściciel mnie ignoruje.
Podobnie jak wcześniej dokładnie przyglądałam się ziemi pod drzewami. Oczywiście nie przestawałam nawoływać coraz bardziej zestresowana. Wreszcie, kiedy myślałam, że moje serce pęknie z nadmiaru zaniepokojenia, dostrzegłam go. Momentalnie opuściły mnie wszystkie złe emocje i zastąpiła je niewysłowiona ulga. Kolana mi zmiękły, w oczach stanęły łzy wdzięczności, ale zaraz zarejestrowałam pewien absurdalny fakt i zamarłam wstrząśnięta. Mój młodszy braciszek właśnie dosiadał kasztanowego konia, a pewien młody mężczyzna go podsadzał. Przez krótką chwilę nie mogłam się ruszyć. Wpatrywałam się jak zahipnotyzowana w roześmianą twarz Hikaru i dłonie osoby, która pomagała mu usadowić się w siodle. Niepewnie postawiłam jeden krok i drugi, aż w końcu puściłam się biegiem.
Mężczyzna chyba usłyszał, z jakim zapałem rozdeptuję trawę. Obrócił powoli głowę i spojrzał na mnie z ciekawością. Chyba nawiązanie z nim kontaktu wzrokowego nie było dobrym pomysłem. Znów stanęłam gwałtownie, jakbym spojrzała w oczy samej Meduzie, jednej z trzech Gorgon. Były czarne. Dostałam gęsiej skórki.
- Sakura… już się nie gniewacie na siebie? – Przeniosłam wzrok na brata i uśmiechnęłam się krzywo.
- Hikaru… nawet, jeśli czasem się kłócimy, to nie wolno ci tak znikać. Martwiłam się. Przepraszam za niego i dziękuję. – Zwróciłam się do bruneta i wyciągnęłam ramiona po brata.
- Nie! Nigdzie nie idę! - Moje ręce automatycznie się cofnęły - Ciągle się z tatą kłócicie. – Ostatnie zdanie rozpłynęło się w potoku dziecięcych łez. Poczucie winy ścisnęło mnie za gardło. Miałam wrażenie, że sama się za chwilę rozpłaczę.
- Hikaru, przepraszam… ja…
- Nie! Nie idę! – krzyknął, a koń szarpnął mocno i zaczął niespokojnie rżeć. Serce stanęło mi w piersi. Bałam się, że komuś stanie się krzywda. Mężczyzna jednak przytrzymał zwierzę.
- Hikaru, proszę. Tata też się o ciebie martwi.
Mój brat pokręcił przecząco główką i odwrócił ode mnie wzrok, jego małe usta zacisnęły się buntowniczo. Cała ta sytuacja sprawiała, że czułam się, jakby ktoś smagał mnie biczem, albo przypalał rozżarzonym prętem. Zdawałam sobie sprawę, że cierpienie tego dziecka jest po części moją winą.
- Hikaru, to twoja siostra? - Tym razem to mężczyzna zwrócił się do mojego braciszka. Jego głos był przyjazny, ale czułam w nim chłód. Najwyraźniej moja wizyta nie przypadła mu do gustu. Z resztą nie dziwiłam mu się. Kto by chciał wysłuchiwać rodzinnych utarczek. Było mi strasznie głupio, chociaż to uczucie miało się nijak do mojego poczucia winy. Niemniej ów człowiek dopiero teraz zwrócił moją uwagę. Wcześniej byłam zbyt zaabsorbowana Hikaru, żeby dostrzec, że jest młody i bardzo przystojny. Jego blada twarz miała iście szlachetne rysy, czarne, zmierzwione włosy idealnie z nią kontrastowały uwydatniając piękno, a hipnotyzująco kare oczy przyciągały swoim magnetyzmem i niebezpiecznym błyskiem. W dodatku jego odsłonięte ramiona wydawały się być wyjątkowo silne, za pewne za sprawą pracy w gospodarstwie.
Hikaru nie odpowiedział, a jedynie skinął głową. Mężczyzna zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów. Wiedziałam, co sobie pomyślał. Wcale nie byliśmy do siebie podobni.
- Myślę, że powinieneś młodzieńcze pójść razem z nią. Twoja rodzina na pewno bardzo się o ciebie martwi. - Czułam w tym głosie niesłychaną mądrość i Hikaru najwyraźniej też, bo w końcu spojrzał mi w oczy.
- A co z Anastazją? - Podrapał swoją małą dłonią konia za uchem.
- Oh… jestem pewny, że jeśli poprosisz siostrę, to pozwoli ci przychodzić tutaj raz dziennie na naukę jazdy, prawda? - Niemal się wzdrygnęłam, gdy na mnie spojrzał. Jego wzrok wywoływał u mnie niepokój. Po moich plecach przeszedł dreszcz.
- No pewnie - wtrąciłam z uśmiechem, chociaż trochę się zdziwiłam, że obcy mężczyzna proponuje Hikaru coś takiego.
Chłopiec po chwili wyciągną ręce w kierunku obcego, a ten zdjął go z konia i postawił na ziemi. W dwóch krokach dopadłam brata i porwałam go w ramiona, ściskając mocno.
- Błagam, nie strasz mnie tak więcej - szepnęłam mu we włosy - bałam się, że już cię nie znajdę.
- Prędzej, czy później wróciłbym do domu. - Odparł żartobliwie i potargał mi włosy.
Kiedy wreszcie oderwałam się od Hikaru, odwróciłam się do nieznajomego, żeby mu podziękować. Wpatrywał się w naszą dwójkę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Naprawdę bardzo panu dziękuję.
- Jestem Sasuke i nie jestem jeszcze aż tak stary, żeby nazywać mnie „panem” - odparł dosyć sztywno, w jego głosie nie wyczułam wesołego tonu.
- Jasne. - Uścisnęłam mu dłoń, którą mi podał, była duża, ciepła i szorstka. - Sakura.
Skinął głową.
- Hikaru, widzimy się jutro.
- Oczywiście. - Mój braciszek wyszczerzył ząbki.
Zmarszczyłam brwi.
- Em… o której godzinie będzie ci pasowało? - Zapytałam nieco skrępowana tym, że umawiam się na spotkanie z całkiem obcym człowiekiem.
- To bez znaczenia. Może być trzecia po południu.
- Dziękuję jeszcze raz. - Posłałam mu nieśmiały uśmiech, ale on zaczął głaskać szyję konia, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi. Cóż, ten mężczyzna był zdecydowanie dziwny.
Chwyciłam Hikaru za rękę i ruszyliśmy w drogę powrotną do domu.
- No więc? Gdzie się podziewał nasz uciekinier? – zapytał tata żartobliwie, gdy razem z Hikaru przekroczyłam próg domu. Malec od razu do niego podbiegł, usadowił się obok na fotelu i zaczął opowiadać. Pozwoliłam mu na to. Nie sądziłam, żeby ojciec przejął się jego nowym hobby, którym stały się konie. Pewnie to pochwali, bo będzie miał więcej czasu dla siebie.
Zanim ktokolwiek zdążył mi zadać jakieś pytanie, czmychnęłam na górę i zniknęłam w ciemnościach korytarza. Zaglądałam za każde drzwi, aby znaleźć swój pokój. Nie trwało to długo, w końcu tylko ja jedna prosiłam o ściany w kolorze popielatego beżu.
Gdy zapaliłam światło, mimowolnie zabrakło mi tchu. Pokój nie był duży, ale za to niezwykle przytulny. Na centralnej ścianie ryczał do mnie namalowany na czarno wielki tygrys, który nadawał całemu pomieszczeniu interesującego wyrazu. Pod nim stało szerokie łóżko okryte narzutą w biało czarne pasy. Obok stała niewielka komódka à la szafka nocna. Po przeciwnej stronie wielkiego malowidła znajdowała się szafa wnękowa, przypominająca miniaturową garderobę. W kącie pokoju upchnięte zostało biurko, na którym (chwała wszystkim, którzy nade mną czuwają) leżał mój laptop. Meble wykonane zostały z ciemnego, pachnącego jeszcze lakierem drewna Duże okno było zasłonięte czarnymi roletami, które niedawno wybrałam na zakupach. Znów zgasiłam światło i otoczyła mnie przyjemna ciemność.
Zawsze czuję się bezpieczniej, gdy zakrywa mnie ta kurtyna mroku. Wiem wtedy, że nikt mnie nie dojrzy. Czuję się wtedy swobodnie, a mój umysł się uspokaja. Nie wyobrażam sobie medytacji w gorące popołudnie, na kocyku w gródku.
Uśmiechnęłam się pod nosem, odsłoniłam okno i usiadłam na twardym łóżku. Poza tym, że w pokoju dominowały zimne kolory, wyglądał całkiem normalnie. Tylko te kartonowe pudła które stały pod ścianą nie pozwalały mi się skupić. Wstałam, otworzyłam szafę i wtaszczyłam je do środka. Postanowiłam zająć się nimi jutro.
W trakcie pracy zaczęłam się zastanawiać nad lekcjami jeździectwa. Mimo wszystko cieszyłam się, że mojego młodszego braciszka zainteresowało właśnie to. Konie to wyjątkowe zwierzęta, a więź z nimi potrafi być wyjątkowa. Też kiedyś jeździłam, nawet całkiem dobrze… ale od śmierci mamy nie miałam na to czasu. Ktoś musiał zająć się Hikaru.
Zdusiłam łzy, a w geście bezsilności upuściłam karton na ziemię. Był nieduży i lekki, dlatego szansa, że coś potłukę była nikła. Domyśliłam się, co kilka dni temu zapakowałam do środka. Uklękłam na jedno kolano i uchyliłam wieko. Na widok moich rysunków oraz pudełka pełnego ołówków i węgla westchnęłam głucho. Druga rzecz, którą uwielbiam robić, a na którą nigdy nie mam wolnej chwili.
Nie! Koniec! Potrzebuję tego. Właśnie teraz potrzebuję wyzbyć się tych emocji. Oddać swoją duszę i dłonie tej przykurzonej pasji.
Z energią i zapałem, jakich dawno nie udało mi się z siebie wykrzesać rozłożyłam na parkiecie biały karton, ułożyłam ołówki, wyjęłam z opakowania węgiel i smagana emocjami rzuciłam się ten porywający nurt synchronicznych ruchów, starannych pociągnięć i innych drobnych gestów. Nie myślałam, co rysuję, nie myślałam o tym, że jestem w nowym pokoju, wyprowadziłam się z miasta i opuściłam jedynego, prawdziwego przyjaciela. Rzeczywistość była dla mnie niczym obłok dymu. Liczył się świat moich fantazji. Dałam się mu pochłonąć bez reszty.
****
P: - Ludziska, fanfary! Po długich miesiącach oczekiwania, wielkim stresie, rozpoczęciu roku szkolnego i tym podobnych bzdurach… wreszcie ukazał się rozdział pierwszy! Ikulciu, jak to się stało, że zajęło nam to aż tyle czasu?
I: - Wyjazdy, awaria twojego nieszczęsnego komputera, brak czasu i jakoś tak to wyszło, ale najważniejsze, że wracamy i to uśmiechając się pełną gębą. Po raz kolejny należą się podziękowania KatD za szatę graficzną, która znajduje się tutaj tylko i wyłącznie dzięki niej, bo zgodziła się ją zmienić tak, żeby dała się wstawić na blogspota. No i rzecz jasna dziękujemy Miliko. Kochana, mamy ochotę cię wyściskać za to, że z taką wytrwałością wyczekujesz naszych rozdziałów, to jest na prawdę piękne.

12 komentarzy:

  1. Dziękujecie mi za to, że do znudzenia marudzę Ikuli co z nowym rozdziałem? Czy czasem to nie powinno być wkurzające? No ale okej. Dla mnie lepiej.
    Rozdział nie był długi (albo po prostu szybko mi się go czytało :D). I niestety był też gorszy od prologu. Owszem był dobry ale mnie nie wciągnął. Nie ma w sobie tego czegoś. Spotkanie Sakury i Sasuke? Troszkę inaczej to sobie wyobrażałam ale było okej :P Jednak mam pewne "ale" co do tego spotkania i zachowania Sakury. Jednak powiem to przy najbliższej okazji Ikuli, bo nie chce nic zdradzić :)
    Na zasadach pisowni, ortografii i interpunkcji się nie znam więc o tym nic nie mogę powiedzieć.
    Jest jednak jeszcze jedna rzecz, której się czepię(niestety:/)Naszczęście jest to drobnostka :D Hikaru jest synem macochy Sakury i jej ojca, prawda? Więc dlaczego piszecie, że Sakura od śmierci mamy nie miała czasu jeździć konno bo musiała się zająć Hikaru? To brzmi tak jakby mały urodził się jak matka Sakury jeszcze żyła :)
    Mam też pewne zastrzeżenie co do Sakury ale o tym także powiem Ikuli na gg :)
    No to tyle. Mam nadzieje, że nie uraziłam was moją delikatną krytyką.
    Mam nadzieje, że następny rozdział będzie lepszy. Pozdrawiam cieplutko. Miliko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uraziłaś? Ja jestem ci wdzięczna. Szczerze mówiąc, za tą wpadkę z rodzicami Hikaru i jego wiekiem ja jestem odpowiedzialna. Podejrzewam jednak, że to wszystko przez ten długi okres naszej nieobecności. Napisałyśmy początek tego rozdziału jeszcze w wakacje, a skończyłyśmy teraz. Trochę zdążyłam zapomnieć...
      Jak tylko Ikula wróci, to z nią pogadam i postaramy się omówić sytuację na spokojnie. Dziękuję Ci za komentarz, przynajmniej wiem na co w najbliższej przyszłości zwrócić uwagę. :)
      Patka
      PS. Drugi rozdział postaramy się lepiej dopracować, jeśli chodzi o szczegóły. :)

      Usuń
  2. No, cóż. Cóż powiedzieć mam?
    Czytam notkę dwóch świetnych dam.
    Akcja się toczy jak błyskawice,
    Czytam wyrazy, dialogi, stronice.
    Pochłaniam zdania jak tlen wokół mnie,
    I mam nadzieję, że szybko to nie minie.
    Wszystko i nic - te dwie sprzeczności,
    Dodają smaku i pikantności.
    * Wybaczcie wierszyk, ale jakoś mnie tak naszło. Co do rozdziału. Świetne, a spotkanie Sakury z Sasuke było idealne. Takie tajemnicze i niepozorne. Jestem bardzo ciekawa dalszych ich przygód. Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczcie? Co mamy wybaczać? Tekst, dzięki któremu zrobiło mi się cieplej na serduszku? :D
      Bardzo Ci dziękuję za komentarz. Po tym wszystkim co zdążyłam przejść w świecie opowiadań, mogę powiedzieć jedno. Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził :)
      Cieszę się, że Ci się spodobało. ;)
      Pozdrawiam cieplutko
      Patka

      Usuń
    2. Łał, wiersz, jestem pod wrażeniem. Bardzo oryginalny komentarz. Cieszę się, że i to opowiadanie przypadło ci do gustu.
      Dziękuję.

      Usuń
  3. Naprawdę mi się podobało :)
    Pozdrawiam.
    Pockerowa

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Wszystko mi się podobało, wciągnęło mnie, ani się nie obejrzałam, a już pochłonęłam cały tekst. ;d Niesamowicie intryguje mnie postać Sasuke. Mam nadzieje, że tym razem nie każecie mi tak długo czekać na następny rozdział. ^^ Pozdrawiam, Aguu-chan.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! Świetne opisy!
    Bardzo proszę o powiadomienie o następnym rozdziale!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ohayo!

    Rozdział tak mnie wciągnął, że ręka drżała mi niemiłosiernie gdy go skończyłam. Kurczaki? To mało powiedziane. Na brodę Merlina, magia, magia po prostu magia! :3

    Pozdrawiam gorąco. :]

    OdpowiedzUsuń
  7. Ohayo :D

    Początek i: poznaliśmy się w gimnazjum - źle mi się to kojarzy. Gimbaza się jednak szerzy...
    A więc. Rozdział bardzo przyjemny, aczkolwiek prolog bardziej mnie wciągnął. Całkiem długi, ale to tylko plus.

    ***

    "muzyki na swojej mp4" - lepiej brzmiałoby "na odtwarzaczu" czy coś.

    "Co prawda nagle, gdy jego firma nagle przestała prosperować i zbankrutowała, znalazł dla mnie więcej czasu" - powtórzonko się wkradło :3

    OdpowiedzUsuń
  8. A więc zaczynam czytać...
    Zgadzam się z Sheeiren zamiast ,,na swojej mp4" ładniej brzmiałoby ,,na swoim odtwarzaczu".
    ,,Wydawała mi się tak podobny" - niepotrzebne ,,a" w końcu mówimy o chłopaku ;p
    Jeszcze jeden błąd ,,gródku", chyba ,,ogródku" ;p

    Ogólnie rozdzialik w miarę długi, co mi się podoba. Akcja toczy się bardzo spokojnie, co również jest plusem.
    Coś więcej? Nie, raczej nie.
    Rozdział jest cudny i cholernie mi się podoba ;p
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń