Leżałam na łące za domem i czekałam na Hikaru. Za jakieś piętnaście minut mieliśmy pójść na kolejną lekcję jeździectwa, ale tym razem czułam dziwną krępację. Ręce mi się pociły, a wzrokiem błądziłam po wszystkich zakątkach pól i zagajników. W oddali widziałam dom Sasuke. Z komina unosił się ciężki dym, który ulatywał wraz z letnim wiatrem. Chyba nawet wyczułam jego gryzący zapach.
To wszystko wyglądało tak swojsko, spokojnie i pięknie. A przede wszystkim ponuro, ponieważ dzisiaj niebo spowite było szarymi obłokami, które całkiem zasłaniały słońce. Zerwał się zimny, przenikliwy wiatr. Wzmagał się jakby próbował zapowiedzieć coś bardzo złego.
Otuliłam się szczelniej swoją bluzą i podciągnęłam kolana pod brodę. Poza lękiem czułam również nutkę ekscytacji. Dzisiaj miałam na nowo odbudować więź z końmi. Te wspaniałe zwierzęta zawsze rozumiały mnie najlepiej. A fakt, że nie mają daru mowy o niczym nie świadczy. Wystarczy zajrzeć głęboko w ich mądre oczy, a porozumienie przychodzi już samo.
Po dziesięciu minutach samotnego leżenia doszły mnie odgłosy przedzierania się przez wysokie trawy. Hikaru nachylił się tak, że jego twarz znalazła się blisko mojej.
- Gotowy? - zapytałam.
Braciszek odpowiedział szerokim uśmiechem. Na nogach miał nowe bryczesy i sztyblety, które wczoraj przywiózł mu z miasta ojciec. Sama natomiast wygrzebałam swoje stare ubrania do jazdy konnej. W sztyblety nie mogłam się wcisnąć, ale spodnie pasowały jak ulał.
Wstałam i otrzepałam się z kurzu. Hikaru wyprzedził mnie wybiegając do przodu. Cieszyłam się, że mały tak radośnie oddaje się nowemu zajęciu. Przynajmniej mogłam go odciągnąć od pewnych spraw. Mój uśmiech zgasł, gdy przypomniałam sobie, jak chłopiec rozpaczał po śmierci Yuri. Na samo wspomnienie tego cierpienia ścisnęło mnie w gardle i gdy nagle Hikaru się odwrócił miałam strapioną minę. Zmartwiło go to.
- Sakura, wszystko w porządku? – zapytał tonem, który wywołał u mnie gęsią skórkę. Czasami byłam przerażona tym, jak bardzo Hikaru rozumie otaczający go świat. Był o wiele dojrzalszy, niż przeciętny dzieciak w jego wieku.
- Tak…
Złapał mnie za rękę i siłą zmusił do biegu. Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a o całym wcześniejszym zdenerwowaniu zapomniałam. Tak działał na mnie ten złoty chłopiec. Nieświadomie napędzał moje uczucia swoją niewinnością. Tylko on jeden znał mnie od zawsze na wylot. Dorosły w swojej odmienności, lecz dalej radosny i trochę dziecinny. Jedyny człowiek, który jest przy mnie po prostu sobą.
Przeszłam przez furtkę ogrodzenia, a moje ręce na powrót zaczęły się trząść.
Odkryłam, że to przeżycie będzie dla mnie czymś więcej niż tylko odnowieniem więzi z koniem. Miałam wrócić do czegoś, co robiłam, kiedy jeszcze byłam szczęśliwym dzieciakiem i oczkiem w głowie rodziców. Miałam na chwilę wrócić do życia „sprzed”. Do lepszego życia, a potem dobrowolnie je opuścić. Zastanawiało mnie, czy będzie bolało.
Moje podenerwowanie rosło w miarę jak zbliżaliśmy się do farmy Sasuke.
Chłopak już na nas czekał. Wyprowadzał ze stajni drugiego konia, którego jeszcze nie było mi dane zobaczyć.
Był to ogier, o dość delikatnej budowie i jabłkowitej maści. Wiatr rozwiewał jego czarną grzywę, a mądre oczy zdawał się przenikać moją duszę. Szedł majestatycznie obok Sasuke i poruszał niesfornie łbem. Najwidoczniej jeszcze odrobinę przeszkadzało mu wędzidło.
- Cześć Anastazja! – powiedział Hikaru z uśmiechem i poczęstował konia marchwią. Spryciarz się przygotował.
Spojrzałam z powrotem na Sasuke, który dalej trzymał pięknego konia za uzdę. Domyśliłam się, że właśnie jego będę dosiadać.
- Dzień dobry Hikaru - powiedział z charakterystycznym dla siebie opanowaniem.
Braciszek uśmiechnął się i odpowiedział entuzjastycznie.
Czułam się jak osoba niepożądana. Jakbym przeszkadzała dwóm najlepszym przyjaciołom, którzy właśnie wyznawali sobie jakiś sekret.
W końcu Sasuke łaskawie zwrócił się do mnie.
- To jest sir Luei. Jest spokojny, ale płochliwy. - Podał mi wodze, patrząc na mnie niepewnie. - Uważaj na niego. - Kiedy nieśmiało wyciągnęłam dłoń, żeby dotknąć siwych chrap, Sasuke nagle zapytał: - Jesteś pewna, że dasz sobie radę?
Słysząc to pytanie, coś we mnie pękło i zniknęło całe kłębowisko wątpliwości, które miałam jeszcze chwile temu.
- Oczywiście! – Zauważyłam, że chłopak patrzy na mnie dziwnie i unosi brwi. Zignorowałam to jednak. Siedziałam w siodle nie raz, a technikę jazdy miałam opanowaną. Prosiłam tylko w duchu, żeby moje ciało pamiętało praktykę, z którą kiedyś zaznajomił mnie mój instruktor.
Stanęłam przy lewym boku konia, włożyłam lewą stopę w strzemię, a prawą nogę przerzuciłam zamaszystym ruchem na drugą stronę siodła. Gdy moje ciało ułożyło się wygodnie, wczułam się w prawie niezauważalne ruchy zwierzęcia. Ogier podnosił przednie kopyto lekko do góry, obracał łeb w moją stronę, a czasami robił niewielki krok do przodu. Po jego zachowaniu wyczułam, że ma ochotę na szybki bieg.
Wreszcie wróciłam do swojego żywiołu.
Delikatnie stuknęłam piętami ciepłe boki ogiera. Ruszył stępa, a ja kołysałam się w siodle. Zdążyłam już zapomnieć jakie to przyjemne.
Poprowadziłam go na padok i przeszłam do kłusa. Była to swego rodzaju rozgrzewka dla naszej dwójki. Ja miałam okazję przypomnieć sobie wszystkie dawne lekcje i wczuć się w styl poruszania sir Luei, a on dostał chwilkę na rozgrzanie mięśni i zaznajomieniu się ze mną. W końcu jeździectwo opiera się na wspólnym zrozumieniu.
Po kwadransie poczułam, że koń ma jeszcze wiele energii i chciałby ją spożytkować w inny sposób. Zatrzymałam się, nachyliłam nad jego szyją i powiedziałam przyciszonym głosem:
- Co powiesz na krótki galop?
Sir Luei zarżał w odpowiedzi, co uznałam za stuprocentową zgodę. Z uśmiechem poklepałam go po szyi i zaczęłam wyjeżdżać z piaszczystego terenu ogrodzonego belkami.
- Czyżbyś miała już dosyć? – zapytał Sasuke z nutką kpiny w głosie. Najwyraźniej on i Hikaru zrobili sobie przerwę.
- Nie bardzo… zabieram go na łąkę. Ma sporo energii, chyba dawno nie był wypuszczany na dłuższy czas na pastwisko.
- Masz rację. Tylko w zasięgu wzroku – rozkazał i otworzył mi furtkę. Ogier aż zarżał i sam ruszył do przodu kłusem. Nie zatrzymywałam go, ale też nie poganiałam. Niech biegnie swoim własnym rytmem.
Wiatr rozwiewał mi włosy i szarpał moją ulubioną koszulką. Czułam jak pode mną rytmicznie poruszają się silne mięśnie. Do całej tej pięknej symfonii doszedł tętent kopyt i powietrze wielkimi ilościami wydostające się gorącym oddechami z końskich chrap. Chłodnymi dłońmi przeczesywałam miękką, ciemnoszarą grzywę.
To co czułam… było tak niesamowite, że słowa nie wystarczą, aby oddać chwilę. Moje serce łomotało jak szalone. Miałam wrażenie jakbym sama biegła, jakbym uczestniczyła w galopie nie jako ta bierna osoba, lecz jakbym równa z równym przemierzała kolejne metry przez zielone trawy.
Szare chmury przetaczały się przez niebo zwiastując deszcz. Wiatr z ciepłego i delikatnego stał się zimny i porywisty. Kiedy dotarłam na wzgórze, najwyżej położone w okolicy z widokiem na całe miasto spadły pierwsze krople wody.
Zatrzymałam Ser Luei i pogłaskałam go po szyi. Widok był niesamowity. Mieścina była wybudowana jakby na pajęczej sieci. Po środku znajdowało się centrum z budynkami i sklepami, a na około, coraz rzadziej i rzadziej wyrastały nowe domy i gospodarstwa. Był tu nawet młyn. Stary, drewniany wiatrak kręcił się leniwie. Spostrzegłam też wielkie połacie łąk i lasów otaczających cały zabudowany teren.
Odetchnęłam świeżym powietrzem przyniesionym z nowym podmuchem. Dookoła panowała cisza przerywana jedynie pokrzykiwaniem ptaków. Miejsce niosło ze sobą spokój. Zrozumiałam, że znalazłam swój zakątek, gdzie będę się dobrze czuła niezależnie od wszystkiego i jest nim właśnie te wzgórze. Zaplanowałam w najbliższym czasie przyjść tutaj, aby malować.
Obróciłam delikatnie głowę. W oddali dostrzegłam maleńką postać Hikaru na Anastazji. Zdałam sobie sprawę, że teraz będę mogła dzielić z nim wspólną pasję, za którą bardzo tęskniłam. To jakiś nowy rozdział w moim życiu, a to, że dostrzegam w nim wątki z przeszłości nic nie zmienia. Ważniejsza od przeszłości jest teraźniejszość.
Popędziłam konia aby wrócić na farmę. Rozpadało się dość mocno, a ja nie miałam w planach żadnej choroby. Hikaru również nie powinien stać na deszczu.
Ser Luei powoli przeszedł z kłusa do galopu. Energia, zarówno moja jak i jego, została wykorzystana w najlepszy możliwy sposób. Złożyłam w duchu obietnicę, że po powrocie dostanie ode mnie pyszną marchew.
Ogier przebiegł przez otwartą bramę i skierował się prosto do stajni. Gdy oboje skryliśmy się pod bezpiecznym dachem, przerzuciłam nogę nad jego zadem i zsunęłam się z siodła. Musiałam znaleźć boks z jego imieniem.
Nie było to trudne. W tej niewielkiej stajni znajdowało się tylko dziesięć boksów. Niektóre były nieużywane i zasypane pachnącym sianem bądź słomą. Otworzyłam ostatnią bramkę od lewej i wprowadziłam tam konia. Musiałam sobie teraz przypomnieć jak go rozsiodłać. Jednak po chwili doszłam do wniosku, że takich rzeczy się nie zapomina.
- Siostrzyczko, świetnie jeździsz – wykrzyczał cicho Hikaru z nieukrywanym zachwytem w głosie. Wpuściłam go do boksu i poczochrałam po głowie.
- Ty też. Zmokłeś trochę… - szepnęłam i dotknęłam jego ramienia. Materiał był przesiąknięty zimną wodą.
- Ty też – powiedział i zaśmiał się radośnie. Wzruszyłam tylko ramionami i wróciłam do Ser Luei. Stał cierpliwie, jakby się domyślił, że potrzebuję chwilki odpoczynku i rozmowy z bratem.
- Spisałeś się. – Pogłaskałam konia po szyi i delikatnie poklepałam jego bok. – Dobry koń.
Ogier spojrzał na mnie mądrymi oczami i odpowiedział cichym rżeniem.
Po chwili do stajni wszedł Sasuke z Anastazją. Wprowadził ją do boksu i rozsiodłał. Na koniec podziękowała jej kostką cukru. Podszedł również do Ser Luei i jemu dał przekąskę.
Mężczyzna spojrzał na nas. Z jego wilgotnych, nastroszonych, czarnych włosów spływały krople deszczu. Domyśliłam się, że z moich włosów też cieknie woda. Dostałam gęsiej skórki.
Chłopak zerknął za otwarte drzwi stajni. Wszędzie tworzyły się kałuże, a ciężkie krople bębniły o dach stajni. Szczerze nie miałam ochoty wracać do domu w taki deszcz, ale czekać też wiecznie w stajni nie mogliśmy. Bałam się o Hikaru. Mógł łatwo się przeziębić.
Kiedy już podjęłam decyzję o szybkim biegu do domu i niechybnym przemoknięciu do suchej nitki, odezwał się brunet.
- Może wejdziecie na herbatę. - Jego ton był jak zawsze surowy, ale jego postawa i lekkie drżenie wargi dało mi do myślenia. Wyglądało na to, że pierwszy raz od długiego czasu zaprosił kogoś do domu.
- Z miłą chęcią, bardzo dziękujemy.
- Powinienem mieć w domu jakieś suche ręczniki i ubrania.
Wyszliśmy ze stajni i stanęliśmy pod wąskim daszkiem, czekając aż Sasuke zamknie stajnię.
- No to biegniemy - powiedziałam, kiwając porozumiewawczo głową do Hikaru.
Zdyszana wbiegłam razem z Sasuke i Hikaru na ganek. Jedyne co mogłam teraz zrobić to oprzeć dłonie o kolana i starać się wywiązać z obowiązku dostarczania tlenu do płuc. Dyszałam i było mi potwornie zimno, mimo iż mamy początek lata. Kto wymyślił, żeby burze powstawały pod wpływem gorąca?
- Sakura, jesteś cała mokra – zaśmiał się Hikaru, ale mnie nie było do śmiechu.
- Ty też urwisie. Musisz się szybko wysuszyć. Tylko przeziębienia ci brakuje do szczęścia. – Sasuke otworzył drzwi i wpuścił mojego brata do środka. Po chwili spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy i wskazał na drzwi.
- Nie wchodzisz? – Ton jego głosu wszystko potwierdził. Mieszka sam i pewnie dawno nikogo nie przepuszczał przez ten próg. To lekkie zakłopotanie, które starał się usilnie ukryć, było nawet zabawne.
Wycisnęłam wodę z włosów i weszłam do domu. Poczułam silny zapach sosnowego drewna, oraz czegoś, co można by było nazwać pustką. Było tu tak czysto, schludnie i przytulnie, że aż nierealnie. Przyzwyczajona do małego nieporządku, zostałam przytłoczona taką perfekcją.
Na drewnianych ścianach wisiały obrazy i zdjęcia różnych koni. Podłoga była wyłożona panelami, a z sufitu zwisały troszkę starodawne żyrandole. W salonie stały dwa fotele, beżowy, mięsisty dywan i małych rozmiarów stół, oraz jedno krzesło. Wszystko miało zimną barwę, poza jasnym drewnem, które pachniało żywicą.
- Ładnie tutaj – powiedziałam, nie mogąc z siebie wydusić nic bardziej sensownego. – Dzięki za zaproszenie.
- Nie trzeba. Pójdę po ręczniki i jakieś koce dla Hikaru. Spróbuję też znaleźć ubrania, ale to może być trudne…
- Mieszkasz sam? – zapytałam, chociaż było to bardziej stwierdzenie faktu niż pytanie.
Nie odpowiedział mi, tylko minął przedpokój i zaczął wchodzić po schodach. Zanim zniknął na drugim piętrze, spojrzał z ukosa w moim kierunku.
- Łazienka jest po lewej na końcu korytarza. Idź się wysuszyć i weź ze sobą brata.
Po tych słowach wszedł na górę, a ja zostałam na miejscu z jeszcze większym uczuciem zadumy. Dopiero mocniejsze szarpnięcie za rękaw ruszyło mnie z miejsca. Zostałam przyprowadzona przez Hikaru do łazienki prawie tak, jakbym to ja była młodszą siostrą, a on starszym bratem. Uśmiechnęłam się lekko i pociągnęłam za klamkę.
Pomieszczenie było czyste i zadbane. W powietrzu unosił się specyficzny, dość przyjemny zapach, a w kącie stał kosz na brudne pranie. Wprowadziłam brata do środka i uniosłam brwi. Rzadko się zdarzało, aby mężczyzna tak dbał o porządek.
Zabrałam z wieszaka czysty ręcznik i na początek pomogłam wysuszyć się Hikaru. Wyżęłam, i powiesiłam jego ubrania nad kaloryferem. Sama cały czas stałam w przemoczonej koszulce.
- Ty też je zdejmij, bo się przeziębisz. – Pokręciłam głową na to stwierdzenie i dalej suszyłam małemu włosy.
- Mi nic nie będzie. Wysuszę się po tobie.
Zdążyłam wytrzeć Hikaru i w miarę możliwości wysuszyłam mu głowę, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Mogę wejść? – Jedno było pewne. Może Sasuke nie robi najlepszego wrażenia, ale przynajmniej nie wparował do łazienki bez pytania.
- Jasne – powiedziałam nieco głośniej i złapałam za suszarkę.
Brunet pojawił się w drzwiach równie mokry jak ja. Położył ubrania razem z ręcznikami na pralce i sam wziął, jeden. Obrzucił nas spojrzeniem. Jego wzrok dłużej zatrzymał się na mojej mokrej bluzce.
- Lepiej się przebierz, bo się przeziębisz.
W jego głosie nie było raczej słychać troski, jednakże zaskoczył mnie.
- I kto to mówi? - odparłam zadziornie spozierając na jego mokre ubrania.
W odpowiedzi wzruszył ramionami i zaczął ściągać bluzkę. Byłam tak zaskoczona, że nie zdążyłam w porę odwrócić głowy i chcąc nie chcąc zobaczyłam jego zgrabny tors (na brzuchu rysował się poprawny kaloryfer).
Przetarł ręcznikiem skórę. Zaczerwieniłam się po uszy, gdy dostrzegł, że wciąż na niego patrzę.
- Ale mógłbyś to robić gdzieś indziej? - Chciałam zabrzmieć rozkazująco i nieprzyjemnie, ale mój głos okazał się o wiele na to za słaby i zamiast rozkazu wyszło mi ledwo słyszalne pytanie.
Sasuke z trudem powstrzymywał się od śmiechu. Moja reakcja go rozbawiła.
Szybko odwróciłam się do Hikaru, żeby uciec przed jego spojrzeniem. Zajęłam się suszeniem włosów brata.
Całe szczęście Sasuke postanowił zejść na dół i zaparzyć wody na herbatę. Opuściło mnie więc nieprzyjemne spięcie i skrępowanie, które odczuwałam w obecności chłopaka.
Kiedy skończyłam z Hikaru zajęłam się sobą. Zrobiło mi się okropnie zimno.
Po dziesięciu minutach już wysuszona zeszłam do kuchni. Miałam na sobie koszulę bruneta. Była na mnie o wiele za duża, ale moje ubranie było zbyt mokre. Zastałam Hikaru i Sasuke pijących herbatę. Po cichu odsunęłam krzesło i chwyciłam za swój kubek. Od razu po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło.
- Dawno się przeprowadziliście? - zapytał nagle Sasuke.
- Kilka dni temu. - odpowiedziałam nieco zaskoczona jego bezpośredniością. Do tej pory tylko ja zadawałam pytania. – Nie byłam zachwycona z tego powodu… – szepnęłam pod nosem, przypominając sobie o Ikuto i naszych wspólnych wypadach.
- A jak jest teraz? – Nadpiłam trochę naparu aby zebrać myśli. Najwidoczniej każdy człowiek ma w sobie krztę ciekawości, nawet jeśli jest typem samotnika.
- Hmm… inaczej. Lekcje jazdy Hikaru napawają mnie sympatią do tego miejsca. – Spojrzałam na brata i mrugnęłam porozumiewawczo. Mały tylko się uśmiechnął i pochwalił się swoim niekompletnym uzębieniem.
Sasuke uśmiechnął się w dziwny sposób. Jakby właśnie potwierdziły się jego przypuszczenia.
- W takim razie na tym skończy sie twoja sympatia. Nie wrzucam wszystkich do jednego worka… ale ludzie w tym mieście są z reguły przesądni. Nie tolerują czegoś, czego nie rozumieją.
Powiedział to dziwnym tonem głosu. Niby spokojnym, ale nasiąkniętym jakimiś negatywnymi emocjami. Zerknęłam na niego znad kubka. Wzrok miał wbity gdzieś w kąt pokoju, a to tylko potwierdziło moje przypuszczenia.
- Coś cię gryzie, prawda? – zapytałam spokojnie i wypiłam kilka łyków herbaty. Sasuke nie zareagował na moje pytanie. Tak mi się w każdym razie zdawało.
- Nic specjalnego. Po prostu nie znoszę hipokrytów.
- W tym jednym się zgadzamy… - mruknęłam, a na myśl od razu przyszedł mi tata. Ode mnie dostałby pierwsze miejsce w kategorii „obłuda”. Zawsze zgrywa miłego tylko po to, aby odkupić te wszystkie lata nieobecności. Jednak każdy dojrzały emocjonalnie człowiek wie, że czasu nie da się cofnąć.
- Po twojej minie wnioskuję, że ktoś ci zalazł za skórę.
Prychnęłam. Zadałam mu pytanie, w które sama się wkopałam.
- Mój ojciec… Powiedzmy, że nie jest zbyt troskliwym tatusiem. - Niezręcznie było mi się zwierzać obcemu facetowi z moich problemów.
Brwi Sasuke uniosły się nieznacznie, co oznaczało, że oczekuje ode mnie dalszej części wywodu.
- Ponownie się ożenił, a ja poszłam w odstawkę. Później to samo stało się z Hikaru, kiedy Yuri zachorowała. Praktycznie na mnie spadło jego wychowanie. Czasami mam naprawdę go dość. Teraz, kiedy Yuri nie żyje on nadal jest taki sam… - Ciągnęłabym dalej, gdyby nie lodowaty i ostry głos Sasuke.
- Nawet nie wiesz jakie masz szczęście. - Popatrzył na mnie gniewnie.
Jego reakcje i zachowania co raz wytrącały mnie z równowagi, ale tym razem poczułam się szczególnie urażona. Liczyłam na zrozumienie i go nie otrzymałam.
Moje policzki znów zapłonęły, ale tym razem z innego powodu. Do tej pory atmosfera była bardzo miła, a teraz nagle zapragnęłam jak najszybciej opuścić ten dom.
Podniosłam się z krzesła.
- Dzięki za herbatę - wymamrotałam cicho i ruszyłam do wyjścia. Całe szczęście przestało już lać i deszcz przeszedł w lekką mżawkę.
Hikaru bez słowa ruszył za mną. Usłyszałam jak żegna się z brunetem.
Wracaliśmy do domu w ciszy. Czułam się dogłębnie zraniona i dziwiłam się, czemu jeszcze z moich oczu nie popłynęły łzy. Być może samokontrola, jaką wyrobiłam sobie dzięki Hikaru mi to uniemożliwiała, a może coś całkiem innego…
****
P: - Myślałam, że nigdy się nie pozbieram do tej przysłowiowej kupy. Nie było nas miesiąc… z hakiem nawet. A „hak” ten podkręca wąsik i stoi za sterem swego ogromnego okrętu. Mało mnie na pożarcie rekinom nie rzucił.
W każdym razie wracamy i bardzo się z tego cieszę, bo leń ostatnio przejmuje nade mną kontrolę. Nie wiem Ikula jak z tobą, dlatego zdaj raport.
I: - Ze mną jest podobnie. Moja nicmisięniechciaca towarzyszy mi ostatnio non stop, co widać po zastoju na moich blogach. Myślę jednak, że to nie tylko owa pani ma na mnie wpływ. Chyba dla każdego ten okres jest czasem wzmożonej pracy. Po prostu zbyt często czuję się zmęczona zestresowana i wyprana z całej energii życiowej. W końcu to trzecia klasa gimnazjum. Ja chcę powrotem do podstawówki…
Eh… ale co ja będę narzekać. Czekamy na wasze opinie.
Też jestem w trzeciej klasie i też nic mi się nie chcę. Do tego natłok sprawdzianów, kartkówek i gróźb: w tym roku egzamin! - na pewno nie napawa mnie optymizmem, widzę, że ciebie też nie.
OdpowiedzUsuńRozdział wyszedł cudnie. Nie wypowiem się na temat koni, bo kompletnie się na tym nie znam, aczkolwiek fajnie wprowadziłyście mnie w ten swój mały świat.
Pozdrawiam i czekam na kojeną notkę! Mam nadzieję, że pojawi się dość szybko ;)
Nie chciałabym być egoistyczna czy marudna, ale jak przychodzi mi na myśl, że w całej polsce jest tysiące trzecioklasistów, to jakoś mi lżej na serduszku... ^^
UsuńDziękuję za miłe słowa. Patrząc na to, że nie było nas... oj, dłuugo, to pocieszające, że wyszło w miarę schludnie i czytelnie.
Wiara czyni cuda. Może uda nam się wrzucić kolejny post szybciej niż ten trzeci. Może... :3
Pozdrawiam!
Patka
Pocieszę Was, Kochane, że ja mam maturkę, ale to taka ptysiowa sprawa. :)
OdpowiedzUsuńRozdział?! Cudny! Bezkonkurencyjnie świetny i warto było na niego czekać. Trochę jeździłam konno i doskonale znam uczucie towarzyszące siedzeniu w siodle. To szybsze bicie serca, ta dzika zabawa i nieokiełznane uczucie szczęścia rozlewające się po całym ciele zastrzykiem adrenaliny. Ujęłyście to w doskonały sposób. Nie zasypałyście czytelnika informacjami dotyczącymi osiodłania konia, nie spisywałyście bezmyślnie wszystkich nazw i zbędnych opisów. Dzięki temu czytelnik nie poczuł się zagubiony, ani, co często ma miejsce, nie poczuł się głupi, zdezorientowany. Podoba mi się, jak dozujecie informacje pomimo posiadanego planu na całe opowiadanie. Wielu bloggerów mając już gotową historię z niecierpliwości przyspieszają wprowadzanie czytelnika w akcję, często psując tym formę zdań, nieumiejętnie opisując akcję itd. No, wiecie, szybko i niedokładnie. Sztuka potrzebuje czasu, a czas sztuki. :)
Mam nadzieję na rychłą kontynuację opowieści. Jedno, malutkie i na prawdę głupie spostrzeżenie, ale to tak tylko z celów czysto estetycznych: zaraz na początku opisu łazienki Sasuke macie dokładnie pod sobą dwa powtórzenia słowa DOŚĆ. Bardziej czepliwych to zrazi. :)
Pozdrowienia i weny!
Poprawione! Dziękuję bardzo za wskazanie błędu. Jako że jestem jego autorką (tak, jest się czym chwalić), zajęłam się sprawą osobiście.
UsuńPlan na opowiadanie? Nie wiem czy jest jakiś, poza samym zamysłem pomysłodawczyni. Reszta fabuły jest ruchoma i płynna. Zmieniała się też kilka razy... więc z tym może być różnie. ^^
Cieszę się, że nie przesadziłyśmy z tymi tajnikami jeździectwa. Chociaż z drugiej strony... nie każdy musi wiedzieć, co to są sztyblety (buty do jazdy konnej).
No cóż... obyśmy dalej szły swoim tempem, w miarę równym i rytmicznym. No i żeby interpunkji i ortografii po drodze nie zgubić... :3 Dziękuję za dodający energii komentarz.
Pozdrawiam!
Patka
PS. Powodzenia na maturze ^.^
Spokojny, wyważony, akurat na takie dołujące dni, jakie teraz mamy. Pomimo tego, że kocham zimę, to ta wszechobecna ciemność irytuje i dołuje. Współczuję Wam, dziewczyny - ja mam dopiero pierwszy semestr pierwszej gim za sobą i jestem wyżyta z emocji, a co dopiero Wy :D Patko, mam nadzieję, że szybko "odwiesisz" swe blogi, choć uważam, że najpierw powinnaś poukładać sobie te sprawy, o których mi nie wiadomo, a które cię dręczą. Ikulo - błagam, nie przestawaj pisać! Nie zniosłabym tego :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Pockerowa
Rany Julek, pierwsza gimnazjum... kiedy to było? Coś czuję, że w moim przypadku dawno i nieprawda. ^^
UsuńNie jest tak źle jak z pozoru mogłoby się wydawać... ale jednak egzamin to dość stresująca rzecz, którą chcę zdać jak najlepiej (oczywiście na miarę swoich możliwości).
Skoro już wspomniałaś, to zawieszenie nie przysporzyło mi miłych chwil, ale przynajmniej jestem odciążona. Dziękuję, że rozumiesz moją sytuację. Obecny stan może i mnie nie dręczy, ale obowiązków mam tak dużo, i są o tyle ważne, że po prostu nie wyrobię się ze wszystkim na raz.
No, to ja chyba wracam do angielskiego... ^^
Dziękuję za ciepły komentarz. Akurat takich mi trzeba w te ciemne dni.
Również cię pozdrawiam ^.^
Patka
kiedy kolejna notka???
OdpowiedzUsuńBladego pojęcia nie mamy (tu mogę z czystym sumieniem mówić za nas dwie) Istnieje dopiero zarys, a także jedna stronę tekstu. Dlatego podejrzewam, że nieprędko... :(
UsuńKonie... Zawsze mnie fascynowaly, ale nigdy nie miałam okazji spróbować. Sasuke pokazał swoją milsza naturę, aczkolwiek wzmianka o rodzicach trochę go... Rozwscieczyla.
OdpowiedzUsuńRozdział siwietny. Ładnie przechodzice z tamatu na temat. Wszystko dzieje się płynnie i nie wszybko, co dla mnie jest plusem :p
Pozdrawiam
Dziękuję. ^^ Wiedziałam, że w końcu znajdzie się ktoś, dla kogo "ślimacze tempo wydarzeń" nie będzie problemem.
UsuńMimo wszystko - pracujemy nad tym :)
Pozdrawiam
Patka
Hm-hm-hm... A kiedy można się spodziewać magicznego rozdziału o numerze 4?
UsuńTroszkę z lekka opóźniona odpowiedź... przepraszam. Rozdział 4 już prawie skończony, mamy tylko problemy techniczne z wrzuceniem.
UsuńProszę o cierpliwość. ^^
Patka
^^ Genialne!! Czekam na następny rozdział.. mam nadzieje, że pojawi się wkrótce. ;)
OdpowiedzUsuń